Relacja

Mystic Festival 05.06.2025. Nawet kapryśna pogoda nie ostudziła festiwalowej energii

2025-06-06 11:25

Po niezwykle udanym Warm Up Day przyszedł czas na oficjalne rozpoczęcie metalowej uczty. Czwartek na Mystic Festivalu 2025 upłynął pod znakiem mocnych gitar, energetyzujących, a czasami przerażających scenicznych występów oraz żywiołowego tłumu, który licznie ściągną do gdańskiej stoczni. Przestrzenie pod scenę pękały w szwach, a pogoda, choć kapryśna, nie była w stanie zgasić piekielnego ognia, który opanował gdańską stocznię

Mystic Festival na dobre wpisał się w kalendarz europejskich festiwali. I rzeczywiście, każdego roku do Gdańska coraz więcej zagranicznych fanów. W tym roku w tym samym czasie odbywają się dwa inne słynne festiwale metalowe, a mianowicie Sweden Rock oraz Metal Fest w czeskim Pilźnie. Mimo to do Gdańska przyjechał wielu fanów ciężkich brzmień z Finlandii, Danii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, a nawet Szwajcarii. Dla niektórych z nich jest to pierwsza wizyta, ale jak zapewniają, nie ostatnia, inni, na festiwal przyjeżdżają regularnie od momentu, kiedy na dobre zadomowił się w Gdańsku.

Mystic Festival 2025 – melodyjna furia i tłum w ekstazie

Podczas oficjalnego pierwszego dnia festiwalu headlinerem na scenie głównej byli szwedzcy pionierzy melodic death metalu – In Flames. Szwedzi, którzy na muzycznej scenie działają od ponad 30 lat, na swoim koncie mają 14 płyt studyjnych i sporo zmian personalnych, ponownie udowodnili, że są jedną z najważniejszych formacji melodic death metalowych na świecie. Ich występ był spójny, mocny i przemyślany. Anders Fridén był w świetnej formie – komunikatywny, autentyczny, z dużym dystansem i poczuciem humoru. Zapowiedział zgromadzonym wszystkim, którzy wypełnili po horyzont przestrzeń pod sceną główną, że tego wieczora usłyszymy same hity i rzeczywiście, tak było. Ich trwający 90 minut set rozpoczął się od doskonale wszystkim znanego utworu „Pinball Map”, który pochodzi z wydanego w 2000 roku krążka „Clayman”. Później przyszedł czas na „The Great Deceiver” z ich ostatniego wydawnictwa z 2023 roku „Foregone”. Tego wieczora z ostatniej płyty wybrzmiały także „Meet Your Maker”, „In the Dark” oraz „State of Slow Decay”. Oczywiśnie nie mogło zabraknąć klasyków w postaci „Only for the Weak”, „Cloud Connected”, „Take This Life” czy „I Am Above”, które wybrzmiały z ogromną mocą, a publiczność zdzierała sobie gardło, aby dotrzymać kroku wokaliście.

Metal to najbardziej inteligentny gatunek muzyczny. To wszystko można wyczytać z badań

Jedną z największych gwiazd czwartkowej odsłony Mystic Festivalu byli Walijczycy z Bullet For My Valentine, którzy w tym roku do Polski zawitali po raz drugi. Na początku koncertu mogliśmy zobaczyć, krótki archiwalny film z okresu początku kariery zespołu, przy którym z pewnością nie jednemu zakręciła się łezka w oku. Założona w 1998 roku formacja w tym roku świętuje 20 rocznicę wydania ich debiutanckiego krążka „Posion”, który od razu wywindował ich na szczyty list przebojów i dosłownie wyważył drzwi do międzynarodowej kariery. To właśnie z tego wydawnictwa pochodzą takie klasyki, jak „Suffocating Under Words of Sorrow (What Can I Do)”, „All These Things I Hate (Revolve Around Me)”, oraz „Tears Don't Fall”, podczas którego, jak na zawołanie zaczął padać deszcz, co wzmocniło wydźwięk utworu, w którego teledysku muzycy stoją w strugach deszczu. Fani chóralnie odśpiewali każdy utwór, a ochrona miała pełne ręce roboty, ponieważ crowd surfing zaczął się już od pierwszych minut. Oprócz utworów z krążka „Poison”, który w całości wybrzmiał tego wieczora, zespół dorzucił do setlisty „Hand of Blood” oraz „Cries in Vain” z EP-ki „Bullet For My Valentine”, a swój występ zakończyli „Waking the Demon” z drugiego albumu studyjnego „Scream, Aim, Fire”. Ciężar gitarowych riffów, melodyjność i charyzma Matta Tucka – po prostu ogień.

Mystic Festival 2025 – dobra zabawa i brutalność w najczarniejszej odsłonie

O prawdziwy hardcore punkowy rollercoaster zadbali natomiast Suicidal Tendencies, którzy zagrali na Park Stage punktualnie o 21:30. Mike Muir i jego ekipa porwali publikę totalnym chaosem – tym kontrolowanym, charakterystycznym dla Suicidal Tendencies. Kalifornijski crossover thrash zabrzmiał bezczelnie i szalenie. Utwory, takie jak: „Pledge Your Allegiance”, „Possessed to Skate” i „I Saw Your Mommy” zamieniły tłum w kipiące morze pogo. Był to jeden z tych występów, które nie zostawiają miejsca na obojętność – albo się dajesz porwać, albo odpadasz. Natomiast australijski Polaris udowodnił, że metalcore wciąż ma wiele do powiedzenia. Mimo że występowali wcześniej niż headlinerzy, zgromadzili imponującą publiczność, która odśpiewała niemalże każdy kawałek. Ich set był pełen energii, emocji i technicznej precyzji. Utwory takie jak: „The Remedy”, „Masochist” i „Lucid” wybrzmiały potężnie, a wokal Jake’a Steinhausera robił wrażenie. Dla wielu był to jeden z najbardziej pozytywnych zaskoczeń dnia. Na tle ciężkich brzmień występ Eagles of Death Metal był kolorowym wyjątkiem. Jesse Hughes i spółka wprowadzili na scenę nieco luzu, humoru i rock’n’rollowej bezczelności. Ich energetyczny, wręcz taneczny set był idealnym momentem oddechu – pełen uśmiechu, mrugnięć okiem i świetnego kontaktu z publicznością. „I Want You So Hard”, „Don't Speak (I Came to Make a Bang!)” czy „I Only Want You” rozkołysały nawet najbardziej zatwardziałych metalowców. 

W czwartkowy wieczór, 5 czerwca scena Park Stage na Mystic Festivalu eksplodowała kolorami, absurdem i bezczelnym rock’n’rollem – wszystko za sprawą norweskiej legendy Turbonegro, która zagrała jeden z najbardziej energetycznych i szalonych koncertów drugiego dnia festiwalu. Gdy muzycy pojawili się na scenie, uderzyli od razu bezkompromisowo – głośno, z przymrużeniem oka i z dziką energią, której próżno szukać gdziekolwiek indziej. Wokalista Tony Sylvester, w swojej typowej scenicznej stylówce łączącej kampowy glam z hardrockowym pastiszem, był w świetnej formie. Zespół zaprezentował przekrojowy set składający się z klasyków, jak „Cyco Vision”, „The Age of Pamparius” czy „Are You Ready (For Some Darkness)”, ale też nowszych kompozycji, jak „Hurry Up & Die” czy „Part III: Rock n Roll Machine”. W morzu mrocznych i agresywnych występów innych kapel koncert Turbonegro był jak łyk mocnego drinka z parasolką – rozrywka na najwyższym poziomie, ale z punkową zadziornością i celową przesadą.

Tego dnia na scenach Mystic Festivalu pojawiło się aż trzy polskie kapele: metalcore’owa grupa Last Penance z Warszawy, black metalowa grupa, Thaw, która w swojej twórczości również prezentuje elementy ambientu, oraz black metalowy zespół Totenmesse. Z pewnością wielu na długo zachowają w pamięci występ tych ostatnich, podczas którego wokalista dokonał na scenie aktu samookaleczenia. Twórczość formacji od lat porównywana jest do muzyki prekursorów gatunku, czyli norweskiej formacji Mayhem, a to, co zaprezentowali na scenie, z pewnością utwierdzi wszystkich w przekonaniu, że właśnie ta kapela była ich wielką inspiracją. Z pewnością osoby o słabych nerwach mogły nie wytrzymać gęstej jak smoła energii podczas koncertu krakowskiej grupy Totenmesse, którzy od samego początku nie brali jeńców.

Pierwszy (a dla niektórych już drugi) dzień Mystic Festivalu 2025 pokazał, że różnorodność jest jego siłą. Od metalcore’u przez black i death metal, punk, aż po rock’n’rollowy show – każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Świetna organizacja, dobre nagłośnienie i wyjątkowa sceneria stoczniowych terenów dopełniły całości. Fani ciężkich brzmień już zacieramy ręce i czekają na kolejne dni.