Wydarzenie, na które tak czekaliśmy już od lutego oficjalnie za nami. W sobotę 5 lipca oczy niemal całego świata zwrócone były w kierunku Birmingham, gdzie odbyło się wydarzenie "Back to the Beginning". To w jego ramach właśnie, w swoim rodzinnym mieście pożegnali się ze sceną najpierw Ozzy Osbourne w ramach solowego setu, a następnie zamykający całą imprezę Black Sabbath.
Ikona heavy metalu stawiła się na miejscu na tamtejszym Villa Park w tym najsłynniejszym, gdyż oryginalnym składzie: Ozzy Osbourne, Tony Iommi, Geezer Butler i Bill Ward. Grupa zagrała przed tysiącami fanów na stadionie (i milionami przed telewizorami i komputerami) krótki set, na który złożyły się cztery legendarne kompozycje: War Pigs, N.I.B., Iron Man oraz tak słynne Paranoid. W ramach transmisji szybko po zakończeniu gry ostatniego z wymienionych utworów gitarzysta, basista oraz perkusista zdali się zejść ze sceny, zostawiając na niej wyraźnie zdezorientowanego "Księcia Ciemności" na jego tronie, gdy w tle błyskały fajerwerki i strzelało konfetti.
Po sieci szybko więc rozeszły się głosy krytyki wskazujące, że zachowanie Tony'ego, Geezera i Billa stanowi ostateczny dowód na trudne relacje w obozie Black Sabbath - a jak było naprawdę?
Sieć przekłamuje rzeczywistość
Okazuje się, że widzowie, oglądający "Back to the Beginning" w ramach transmisji, która i tak trwała aż osiem i pół godziny, nie zobaczyli w jej ramach wszystkiego.
Po, jakże się wydawało chłodnym pożegnaniu i pozostawieniu unieruchomionego Ozzy'ego na scenie, właśnie w chwili, gdy w ramach transmisji widzieliśmy fajerwerki, nie dostrzegliśmy tego, co działo się w centrum wydarzeń. Okazuje się, że na scenę dość szybko wrócili Iommi, Butler i Ward, by uściskać Osbourne'a i wręczyć mu tort z jego podobizną. Uwagę na krytyczne głosy zwrócił sam basista, który w swoich mediach społecznościowych zamieścił zdjęcie Ozzy'ego z wręczanym mu przez siebie tortem, w opisie ironiczne wyśmiewając to, że ktoś w ogóle mógł pomyśleć, że wokalista mógł zostać pozostawiony sam sobie.