Historia zespołu Van Halen ostatecznie zakończyła się 6 października 2020 roku, gdy w wieku 65 lat zmarł Eddie Van Halen. Jeden z najważniejszych i najlepszych gitarzystów wszech czasów przegrał walkę z chorobą nowotworową i nikt nie miał wątpliwości, że dalsza działalność słynnej formacji nie jest dalej możliwa. Fani liczyli jeszcze na ten jeden, ostatni występ w hołdzie zmarłemu, do takiego, mimo planów, do dziś jednak nie doszło, według Wolfgnaga Van Halena, w dużej mierze z powodów pewnych trudności, jakie robić ma od samego początku jeden z członków grupy. Choć nie wskazał go wprost, nikt raczej nie ma wątpliwości, że chodzi o Davida Lee Rotha.
Inny sposób hołdu dla Van Halen
Swój własny hołd legendzie postanowił oddać Sammy Hagar, który w latach 1985-1996 i 2003-2005 pełnił funkcje wokalisty w grupie. 14 listopada w programie Howarda Sterna muzyk ogłosił trasę "The Best Of All Worlds", w której skupi się na dyskografii Van Halen. W serii występów, która rozpocznie się w 2024 roku, towarzyszyć mu będą basista Michael Anthony, gitarzysta Joe Satriani i perkusista Jason Bonham. Hagar zapewnił przy tym, że jest otwarty na współpracę z innymi artystami, tak ważnymi w historii Van Halen i wymienił chociażby Alexa Van Halena czy Davida Lee Rootha. Wokalista dość szybko wydał oświadczenie, w którym przyznał, że jest jak najbardziej gotowy do udziału w projekcie.
Polecany artykuł:
"Nie ma ku**a mowy"
Wygląda jednak na to, że Hagar przemyślał nieco dokładniej swoje słowa. Zapytany za pośrednictwem social mediów o oświadczenie Lee Rootha, wokalista napisał, że owszem, David może się pojawić i zaśpiewać jedną czy dwie piosenki (dodał: "jeśli pamięta słowa"), ale zaznaczył, że muzyk nie jest zaproszony do udziału w całej trasie, gdyż już miał okazję z nim współpracować na tej płaszczyźnie i nie chce przeżywać tego ponownie.