Megadeth i historia powstania kultowego albumu Rust in Peace
W latach osiemdziesiątych skład formacji Megadeth, dowodzonej przez wokalistę i gitarzystę Dave’a Mustaine’a, nie można było na pewno nazwać stabilnym. Po wydaniu trzeciego studyjnego krążka, So Far, So Good... So What! (1988), lider pożegnał się z gitarzystą Jeffem Youngiem oraz perkusistą Chuckiem Behlerem. W zespole nie działo się wówczas dobrze, gdyż uzależnienie od narkotyków przejmowało kontrolę nad muzykami, zwłaszcza nad basistą Dave'em Ellefsonem. Problemy wewnątrz Megadeth sprawiły, że po wielkim koncercie na festiwalu Monsters of Rock w sierpniu 1988, na którym pojawiło się ponad 100 tys. osób, została odwołana trasa po Australii.
– Czułem się do dupy. Rozumiałem, przez co przechodził Ellefson, bo oczywiście sam to przerabiałem. Też męczyłem się, gdy dopadał mnie zespół odstawienia, ale za nic nie chciałem odwoływać koncertów. Okropne uczucie, słodko-gorzkie. Wracaliśmy do domu, a ja myślałem tylko o tym, żeby po powrocie porządnie przyćpać, a potem zameldować się na odwyku i na razie nie myśleć, co dalej – wspominał Mustaine w książce Megadeth. Nieznana historia powstania legendarnej płyty "Rust in Peace", która ukazała się na polskim rynku w 2021 nakładem wydawnictwa SQN.
W końcu jednak lider grupy musiał wziąć sprawy w swoje ręce w kwestii przyszłości zespołu. Najpierw trzeba było znaleźć nowych muzyków do składu. Perkusistą został Nick Menza, techniczny Behlera. Zdecydowanie dłużej trwała rekrutacja na stanowisko gitarzysty Megadeth. W pewnym momencie Mustaine chciał zatrudnić Dimebaga Darrella z Pantery. Było blisko, ale... – Zadzwoniłem do niego i powiedziałem: "Hej, Darrell, szukam gitarzysty". On z kolei odpowiedział: "Czy mogę zabrać ze sobą brata?". Zapytałem więc kim jest jego brat. “To Vinnie Paul [perkusista Pantery]! Nie znasz Vinniego Paula?". Chciał, żeby jego brat grał z nami. "O rany, właśnie zatrudniłem Nicka Menzę" – przyznałem. Wyobrażasz sobie, jak Vinnie i Darrell wyglądaliby ze mną i Juniorem [ksywka Ellefsona]? Byłoby naprawdę super – wspominał lider Megadeth na łamach Tampa Bay Times.
Poszukiwania trwały na tyle długo, że Mustaine zwrócił się z prośbą o pomoc do Chrisa Polanda, byłego gitarzysty... Megadeth. Nagrał on partie gitary do wszystkich utworów, które znalazły się na albumie, ale w formie demówek. – Tak naprawdę byłem na 99 proc. zdecydowany, aby dołączyć do Megadeth, ale potem Janie [Hoffman], która była moją menedżerką, przez dwa dni cały czas mi mówiła: "Jeśli dołączysz do tego zespołu, będziesz martwy". Byłem wtedy całkowicie trzeźwy, ale nie byłem w 100 proc. pewien, czy oni też – wyznał Poland w podcaście As the Story Grows.
W końcu Dave Mustaine natknął się na Marty’ego Friedmana. Frontman Megadeth zachwycił się jego solowym, debiutanckim albumem Dragon’s Kiss, a następnie zaprosił na oficjalne przesłuchanie. Gitarzysta ostatecznie dostał angaż, choć początkowo lider formacji nie był do końca przekonany. Nie chodziło jednak o umiejętności czysto muzyczne, a o... wygląd, mocno glam metalowy. I w ten właśnie sposób narodził się skład, który stał się tym "klasycznym". Zaangażowanie Friedmana było strzałem w dziesiątkę. Jego unikalny (i dość eklektyczny) styl nadał brzmieniu Megadeth nową jakość. Menza z kolei wniósł niespotykaną energię i precyzję. Nowy skład był takim składem, o którym Mustaine tak naprawdę marzył. Chodziło mu o zebranie w jednym miejscu grupy utalentowanych muzyków, którzy potrafiliby dorównać poziomem do jego wizji.
Nagrywanie krążka Rust in Peace miało miejsce w dwóch studiach w Los Angeles – Rumbo Recorders oraz One on One Studios – pod okiem producenta Mike'a Clinka, który wcześniej współpracował m.in. z Guns N’ Roses przy okazji Appetite for Destruction. Mustaine, nie raz, w wywiadach wspominał, że Clink nie był jednak w 100 procentach zaangażowany w projekt, ponieważ w tym okresie mocno zaangażował się w prace nad kolejną płytą Axla Rose'a i spółki, dwuczęściowym Use Your Illusion.
Nie powinno więc dziwić, że obok jego nazwiska, w rubryce produkcja, widnieje także lider Megadeth. – Był fajnym facetem, ale płytę tak naprawdę zrobiliśmy we trójkę: Micajah Ryan [inżynier dźwięku], Max Norman [odpowiadający za miks] i ja – wyznał Mustaine w rozmowie dla Guitar World. Przed końcem zakończenia prac Clink został zresztą ostatecznie zwolniony. I to nie tylko przez Guns N' Roses. Czara goryczy przelała się w związku z... psem. – Miał czarnego labradora, który wygryzł dziurę w ścianie i przewrócił moją gitarę – doprecyzował frontman grupy w wywiadzie dla zachodniego Metal Hammera.
Album Rust in Peace pojawił się na półkach sklepowych 24 września 1990. Czwarty studyjny krążek Megadeth spotkał się natychmiast z entuzjastycznym przyjęciem zarówno ze strony fanów, jak i krytyków. Z miejsca został uznany za metalowe arcydzieło. Płyta dotarła do ósmego miejsca w Wielkiej Brytanii i 23. na amerykańskiej liście Billboardu. W rodzimych Stanach Zjednoczonych Rust in Peace cztery lata później uzyskał status platynowej płyty (milion sprzedanych egzemplarzy).
– Ludzie zaczęli doceniać nasze umiejętności, bo kiedy nagrywaliśmy "Peace Sells..." i tym podobne, wiedzieli, że potrafimy grać, ale nie wiedzieli, że potrafimy grać aż tak dobrze – przyznał Dave Mustaine dla Metal Hammera. Na Rust in Peace muzycy udowodnili, że pod względem technicznym potrafią wznieść się na wyżyny. Kompozycje są przecież pełne zmian tempa, złożonych struktur i niekonwencjonalnych podziałów rytmicznych.
– To był jeden z tych albumów, który pomógł też rozkręcić scenę progresywnego metalu. Wielu ludzi mówiło to przez lata, a ja myślałem sobie: "O czym ty bredzisz?", ale kiedy teraz tego słucham, całkowicie to rozumiem – podsumował lider Megadeth.
Jakie ciekawostki skrywa album Rust in Peace? Tego dowiecie się z galerii, którą umieściliśmy na samej górze niniejszego artykułu.