Marty Friedman (eks-Megadeth) zdradził, że był na przesłuchaniu do zespołu Ozzy'ego Osbourne'a
Marty Friedman był gitarzystą formacji Megadeth w latach 1990-2000. To właśnie jego grę słychać na takich kultowych albumach zespołu, jak chociażby Rust in Peace czy Countdown to Extinction. Kariera muzyka mogła jednak potoczyć się zupełnie inaczej. W przeszłości Friedman wspomniał, że planował wziąć udział w przesłuchaniu do zespołu... Madonny. Z kolei trzy lata przed dołączeniem do Megadeth z gitarzystą skontaktowała się Sharon Osbourne. W 1987 z formacji Ozzy'ego Osbourne'a odszedł Jake E. Lee i szukano jego następcy.
Friedman grał wówczas w grupie Cacophony. I dał się ostatecznie zaprosić na przesłuchanie. – Zupełnie nie pasowałem do klimatu zespołu. Oni byli w pełnym trybie "L.A. metal" – kajdanki przy paskach, koszulki Jacka Danielsa, kowbojskie kapelusze i tona biżuterii na próbie. A ja? Przyszedłem w jeansach i t-shircie. Wyglądałem jak zwykły gość czekający na przystanku na autobus – wspominał ze śmiechem gitarzysta w rozmowie dla argentyńskiego TCDG Guitar Lessons.
Jeśli chodzi o samo przesłuchanie, Marty Friedman przyznał otwarcie, że poszło mu naprawdę dobrze. – Nie było żadnych problemów. Nauczyłem się z czterech piosenek, które zagraliśmy. W sali prób widziałem mnóstwo kopert z kasetami i CV, więc pewnie próbowali z setkami ludzi. I nigdy nie dostałem od nich odpowiedzi. A potem w końcu Zakk Wylde dostał tę robotę. I był po prostu idealny. Lepiej do nich pasował niż ja. Oni pewnie zaraz po próbie ruszyli w miasto, aby pić i imprezować, a ja byłem typem naprawdę grzecznego chłopaka. I do tego strasznie nudnym – podsumował muzyk.
Marty Friedman wskazał metalowy album, który miał na niego spory wpływ. To nieoczywisty wybór
Marty Friedman przyznał szczerze, w jednym z ostatnich wywiadów, że będąc nastolatkiem był pod ogromnym wpływem zespołów reprezentujących nurt New Wave of British Heavy Metal. Spore wrażenie wywarła na nim twórczość, raczej zapomnianej dziś, formacji Tygers of Pan Tang.
Gitarzysta wyróżnił on drugi album wspomnianego zespołu, Spellbound z 1981. – John Sykes był pierwszym gitarzystą, albo przynajmniej jednym z pierwszych, na którego zwróciłem uwagę. Grał oszałamiająco na gitarze w tym kontekście. Mam na myśli to, że grał fajne rytmy, a jego solówki były proste, ale dobrze pasowały do utworów – powiedział Friedman w wywiadzie dla Trunk Nation.