"Dom dobry" faktycznie jest tak zły? Oceniamy nowy film Wojciecha Smarzowskiego

2025-11-09 12:43

Po swym debiucie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni "Dom dobry" Wojciecha Smarzowskiego zebrał cięgi. Na nowy film twórcy "Wołynia" i "Domu złego" spadł ogrom krytyki - my dziś sprawdzamy, na ile uzasadnionej. Zapraszamy do naszej recenzji.

Dom dobry - recenzja nowego filmu Wojciecha Smarzowskiego

i

Autor: Warner Bros. Discovery Polska/ Materiały prasowe

"Dom dobry" był jednym z najbardziej wyczekiwanych polskich filmów tej jesieni. W końcu kolejne dzieła Wojciecha Smarzowskiego - reżysera, który słynie z tego, że swoje filmy "kręci siekierą" - zawsze wywołują ogrom emocji i nierzadko też kontrowersji. Tym razem twórca osławionego "Wesela" i "Wołynia" (który po dziś dzień uważam za jeden z najbardziej traumatyzujących seansów w moim życiu) wziął na tapet temat przemocy domowej. I zdaniem wielu krytyków - grubo przesadził.

"Dom dobry" Wojciecha Smarzowskiego w ogniu krytyki

"Dom dobry" debiutował na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni i powiedzieć, że wywołał poruszenie, to jak nic nie powiedzieć. Krytycy, w zdecydowanej większości, przejechali się po filmie Smarzowskiego zarzucając mu nadmierne epatowanie przemocą, bezczelne traumatyzowanie widzów i zwykłą przesadę. "Przez prawie dwie godziny kręci, jak mąż tłucze żonę kablem. Może ktoś potrzebuje takiego kina, nie wiem" - pisał Maciej Roch Satora z redakcji Filmwebu.

"Dom dobry" nakreśla nam losy młodej, pełnej wigoru i uroku osobistego kobiety (w tej roli fenomenalna Agata Turkot), która wiąże się z pozornie czułym i uroczym mężczyzną (równie fenomenalny Tomasz Schuchardt). Z czasem bajka zmienia się jednak w piekło na ziemi, gdy mężczyzna okazuje się nie tyle przemocowcem, co zwykłym potworem i sadystą.  Po pierwszym, czysto zapoznawczym, akcie "Domu dobrego" wraz z główną bohaterką wkraczamy w otchłań piekła, przez dwie godziny obserwując sceny, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Ale mają - i tu jest pies pogrzebany.

"Dom dobry" nie zasłużył na takie cięgi

Jak już wspominałam, krytyka "Domu dobrego" dotyczy przede wszystkim przesady, nadmiernej "jazdy po bandzie" i epatowania przemocą. Nie do końca rozumiem ostatni z zarzutów, w końcu mówimy tu o filmie Wojciecha Smarzowskiego, który słynie z bezceremonialnego, brutalnego kina, będącego sumą wszystkich naszych grzechów. Czy Smarzowski w swoich filmach obrazuje ekstremum? Skupia się wyłącznie na najbardziej patologicznym wycinku rzeczywistości i polskiej mentalności? Owszem. Nie oznacza to jednak, że takie ekstrema nie istnieją i uzmysłowienie tego widzom stanowi clue twórczości reżysera. Każdy z filmów Smarzowskiego opiera się na tym samym fatalizmie i brutalnym ukazywaniu przemocy i zgnilizny ludzkiej, ale jakoś wiele z jego poprzednich dzieł nie zebrało za to takich cięgów.

Ujmując to kolokwialnie - "wiedziały gały, co brały". Fakt, iż to akurat "Dom dobry" uznany został za "przesadę" nasuwa wniosek, że problemem jest w istocie sama tematyka, jaką podejmuje tu Smarzowski. Przemoc domowa od lat budzi w naszym kraju (na całym świecie zresztą też) duże i skrajne emocje, a także kontrowersje. Jako osoba, na swoje nieszczęście, dobrze zaznajomiona z tematem nie widzę w "Domu dobrym" ani cienia przesady. To, co dzieje się w życiu Gośki, dzieje się w życiu tysięcy kobiet. Nawet ujęcia skrajnej patologii z udziałem bohaterki granej przez Katarzynę Obidzińską, która rodzi dziecko w owładniętej melanżem melinie, nie jest wytworem chorej wyobraźni reżysera, a obrazem realiów wielu Polek i Polaków.  

Co do epatowania przemocą i skrajnej, "niepotrzebnej" brutalności - słowo "niepotrzebnej" uznaję tu za przejaw albo ignorancji, albo systemu wyparcia. Rozumiem, że wielu krytyków, na swoje szczęście, nie miało w życiu styczności z tak skrajną przemocą, nie oznacza to jednak, że "Dom dobry" szokuje dla samego szokowania. W mojej opinii Wojciech Smarzowski, w typowym dla siebie stylu, apeluje zarówno do obywateli, jak i przedstawicieli różnych instytucji, by wreszcie przestali odwracać wzrok i pojęli skalę problemu. Nie działają akcje aktywistek, nie działają programy poświęcone przemocy domowej, nie działają oświadczenia w mediach i mediach społecznościowych, to może zadziała "kręcenie, jak przez dwie godziny mąż tłucze żonę kablem". "Dom dobry" traumatyzuje, bo ma traumatyzować. Nie robi tego jednak dla wywołania skandalu, a w słusznym celu.

Dom dobry nie zasłużył na te cięgi

i

Autor: Warner Bros. Discovery Polska/ Materiały prasowe

"Dom dobry" - recenzja nowego filmu Wojciecha Smarzowskiego

Ale czy to oznacza, że "Dom dobry" jest dobrym filmem? Nie do końca. Jako wytwór kinematografii posiada bowiem szereg wad. Docenić należy aktorstwo - Agata Turkot zasłużyła na wszystkie nagrody świata, a Tomasz Schuchardt winien cieszyć się, że gra obecnie w prawie każdym polskim serialu (co zdążyło stać się nawet memem), gdyż dzięki temu nie będzie kojarzony wyłącznie z rolą Grześka. Jest w niej bowiem boleśnie przekonujący. Szanuję również montaż i szarpaną narrację zwieńczoną czymś na kształt podwójnego zakończenia. To, jak ostatecznie zinterpretujemy zwieńczenie wspólnych losów Gośki i Grześka, zależy indywidualnie od nas. Wojciech Smarzowski nie podsuwa nam konkretnej odpowiedzi i skłania do osobistych refleksji - co nasza interpretacja mówi o nas samych?

Wspomniany montaż bywa jednak problematyczny, uważam bowiem, że w pewnych momentach zwyczajnie "przedobrzono" i w efekcie "Dom dobry" drażni i męczy nie tak, jak powinien - wkrada się chaos i dezorientacja, które nieco zaniżają impakt emocjonalny snutej tu opowieści. Ponadto uważam, że o ile w kwestii tematu przemocy domowej Wojciech Smarzowski nie posunął się do przesady (sam zresztą powtarza, że nie dodał tu nic od siebie i opierał się wyłącznie na relacjach kobiet, z którymi przyszło mu rozmawiać), niektóre sceny - jak incydent kałowy bohatera granego przez Andrzeja Konopkę - naprawdę mógł sobie darować. Najbardziej boli mnie jednak kompletne spartaczenie rysu psychologicznego dziecka Gośki i Grześka - doprawdy nie wiem, na czym twórcy się tu opierali, ale mogę ich zapewnić, że dzieci, nawet tak małe, nie są ślepe i głuche na to, co wyprawia się w ich domu, a ojciec przemocowiec nie jest "kochanym tatusiem", tylko ucieleśnieniem koszmaru.

Reasumując, "Dobry dobry", jako film, ma swoje grzechy i bolączki. Nie zmienia to jednak faktu, że nie zasłużył na krytykę, która na niego spadła, jest to bowiem bolesne, ale naprawdę potrzebne kino, któremu daleko do taniego skandalizmu. Wojciech Smarzowski ukazuje tu wiele mechanizmów przemocy, również tej psychicznej, i tego, jak często zawodzi nas nie tylko system, ale i nasz umysł, gdy ignorujemy sygnały ostrzegawcze. Pochwała należy się tu też marketingowi "Domu dobrego", który w mediach społecznościowych stara się położyć odpowiedni nacisk na te mechanizmy. Ocena: 6/10.

Na planie "Heweliusza" bywało ciężko. Jacek Koman i Andrzej Konopka dla ESKI
Źródło: "Dom dobry" faktycznie jest tak zły? Oceniamy nowy film Wojciecha Smarzowskiego