Mijają właśnie już trzy tygodnie od dnia, kiedy to świat obiegła szokująca informacja o śmierci Ozzy'ego Osbourne'a. Choć początkowo pozostawała ona pogłoską, to w chwili, gdy podawać ją zaczęły największe media na świecie, na jej potwierdzenie zdecydowała się rodzina artysty. Ten został pochowany pod koniec lipca, jasne jednak jest, że w najbliższych miesiącach o "Księciu Ciemności" nadal będzie niezwykle głośno w przestrzeni publicznej.
Kilka dni temu stacja BBC zapowiedziała premierę dokumentu Ozzy Osbourne: Coming Home, który skupi się na przedstawieniu ostatnich trzech latach życia artysty - film zadebiutuje już 18 sierpnia. To jednak wciąż nie koniec. Na początku października światło dzienne ujrzy ostatnia autobiografia Ozza, która zostanie wydana także w Polsce pod tytułem Ostatnie namaszczenie. Wiadomo też, że na początku przyszłego roku do kin trafił skompresowany zapis koncertu "Back to the Beginning", mówi się także o tym, że w ostatnich miesiącach "Książę Ciemności" pracował nad nową muzyką, wydać którą chciał również jesienią.
ZOBACZ TAKŻE: Co Ozzy planował na jesień tego roku?
Śmierć Ozzy'ego jak morderstwo Lennona?
Nie ulega wątpliwości fakt, że śmierć Ozzy'ego, szczególnie, że tak nagła i niespodziewana, odbiła się szerokim echem na świecie. Na porównanie tego zdarzenia w pewnym stopniu do morderstwa Johna Lennona zdecydował się Mike Portnoy - o co dokładnie mu chodzi?
Perkusista Dream Theater w audycji "Trunk Nation With Eddie Trunk" stwierdził, że z jego obserwacji wynika, że świat zareagował na śmierć Ozzy'ego dokładnie w taki sam sposób, jak na odejście byłego Beatlesa. Jak mówi, jest on przekonany, że strata "Księcia Ciemności" znacznie wykracza poza środowisko metalu i wzbudziło olbrzymie reakcje wśród ludzi ogółem ze względu na to, kim był Osbourne - dokładnie tak, jak miało to miejsce w kontekście Lennona. Portnoy wyznał, że po śmierci Ozzy'ego powrócił do jego twórczości, a ta ponownie go zachwyciła. Perkusista zwrócił uwagę, że w ten sposób postąpiła znacząca część świata.
Wpływ był ogromny. Nie wiem, czy odczułem podobną stratę… To strata tak wielka, jak strata Johna Lennona czy kogokolwiek innego. Oczywiście, w naszym świecie, w świecie metalu, są straty takie jak Dio, Lemmy'ego czy Eddiego Van Halen, i były one ogromne. Ale to był zupełnie inny poziom mainstreamu. Bo on wykracza poza metal, wykracza nawet poza rock, wykracza poza muzykę. Jest postacią popkultury. Więc to było ogromne - stwierdził Mike Portnoy.