Spis treści
Fabularnie "LARP. Miłość, trolle i inne questy" to klasyczny film z gatunku coming of age - głównym bohaterem jest prześladowany w szkole i nieco nieporadny życiowo maturzysta Sergiusz (w tej roli fenomenalny Filip Zaręba, czyli "nowy" Stanisław z "1670"), który przeżywa pierwszą miłość, szuka swej wewnętrznej siły i walczy z kochającym, lecz surowym ojcem (Andrzej Konopka). Jednak to, co mogło być wyświechtaną kliszą, podane zostało w sposób tak autorski, że drugiego takiego filmu na naszym polskim poletku to ze świecą szukać.
"LARP. Miłość, trolle i inne questy" to jeden z najfajniejszych i najważniejszych polskich filmów ostatnich lat
O ile filmowcy upodobali sobie w ostatnich latach tworzenie listów miłosnych do kina, o tyle Kordian Kądziela, wraz ze współscenarzystą Michałem Wawrzeckim, nakręcili list miłosny do nas, kinomanów i nerdów wszelkiej maści, którym zwykła szara rzeczywistość nie wystarcza, a świat fantastyki jawi się niczym doskonała odskocznia. Nasz protagonista Sergiusz kocha książki fantasy (szczególnie te autorstwa Louisa Lacroix, granego przez jak zawsze bezbłędnego Bartłomieja Topę) i LARP-y, czyli - dla niezorientowanych - terenową wersję gier RPG, której uczestnicy wspólnie tworzą i przeżywają opowieści spod znaku magii i miecza, wcielając się w wybrane przez siebie role. Filip Zaręba biega więc przebrany za Legolasa i jest w tej roli tak absolutnie przeuroczy i przekonujący, że już teraz wróżę mu wielką karierę (zwłaszcza, że w "1670" też spisał się doskonale).

i
Sergiusz zakochuje się w nowej uczennicy swego technikum, Helenie, i z przykrością muszę przyznać, że ta relacja, stanowiąca główny trzon fabuły, jest najsłabszym ogniwem filmu. Charakter Heleny i droga, którą przechodzi, a także sposób, w jaki gra ją znana z roli Anieli Adamczewskiej Martyna Byczkowska, sprawiają, że nie sposób darzyć tej dziewczyny jakąkolwiek sympatią, a co dopiero kibicować jej i głównemu bohaterowi w ich miłosnych zawirowaniach.
Znacznie lepiej wypada trudna relacja Sergiusza z ojcem - policjantem o ograniczonej wyobraźni i dość konserwatywnym podejściu do życia, który ostatecznie musi skonfrontować realia z tym, co sam uważa za "słuszne". Czy możemy kochać i wspierać kogoś, nawet gdy ani trochę go nie rozumiemy? Czy przy tak drastycznych różnicach w podejściu do życia jest miejsce na czułość, wyrozumiałość i akceptację? Owszem, nie tylko jest, ale nawet MUSI. To właśnie ten wątek - nie będę wchodzić w spoilery - czyni "LARPA" jednym z najważniejszych polskich filmów ostatnich lat i produkcją, którą, moim skromnym zdaniem, winien obligatoryjnie obejrzeć każdy rodzic.
"LARP. Miłość, trolle i inne questy" - recenzja. Czy warto obejrzeć film?
"LARP. Miłość, trolle i inne questy" to jednak, jak już wspominałam, nie tylko jeden z najważniejszych, ale i najfajniejszych polskich filmów ostatnich lat. Choć fabularnie Ameryki nie odkrywa i nie zawsze bawi wtedy, gdy powinien, reżysersko jest to absolutny majstersztyk i perełka, jakiej w naszym kraju boleśnie brakowało. "LARP" jest prześliczny, autorski i zrealizowany z olbrzymią dozą kreatywności - zdecydowanie czuć tu rękę człowieka, który dał nam wcześniej takie cudo jak "1670". No i aktorsko też wszystko gra i trąbi - nawet Michał Balicki ("pierwszy" Stanisław Adamczewski i Stomil z "Emigracji XD" i "Edukacji XD"), mimo skandalicznie niewielkiego czasu ekranowego, wyciska ze swej roli trzysta procent.
Reasumując, "LARP. Miłość, trolle i inne questy" to świetnie zrealizowany film typu "feel good movie", który wlewa do serca olbrzymie pokłady ciepła i otula niczym najmilszy jesienny kocyk. Pędźcie więc do kin i cieszcie się z tego wszyscy, albowiem jest z czego. Ocena: 8/10 (z dużym serduchem).
Polecany artykuł: