Spis treści
- Radek Ładczuk dla ESKI. Polski operator robi karierę za granicą
- Radek Ładczuk o "Surferze". O czym opowiada film?
- "Surfer" - Radek Ładczuk o współpracy z Nicolasem Cage'em
Wbrew pozorom "Surfer" wcale nie jest filmem o surferach. To szalona i nieco surrealistyczna przypowieść o autodestrukcyjnej obsesji, sekciarstwie oraz przekraczaniu własnych (i cudzych) granic, biorąca też na tapet motyw toksycznej męskości - lub jak to ujął w naszej rozmowie Radek Ładczuk: neomęskości.
Radek Ładczuk dla ESKI. Polski operator robi karierę za granicą
Radek Ładczuk to absolwent Wydziału Operatorskiego PWSTiTV w Łodzi i laureat licznych nagród. W swoim portfolio ma szereg uznanych i cenionych filmów, zarówno polskich ("Sala samobójców" i jej sequel, "Wesele", "Chłopi", "Jesteś Bogiem",) jak i zagranicznych pokroju czarnej komedii "Mój sąsiad Adolf" i jednego z najlepszych współczesnych horrorów, "Babadooka" z 2014 roku (a teraz oczywiście także "Surfera"). A jak zaczęła się jego przygoda ze światowym kinem?
Radek Ładczuk: Moja przygoda zaczęła się przypadkowo, jak to zawsze się dzieje [śmiech]. Jednego dnia dostałem telefon z Izraela, to był chyba rok 2007. Zadzwoniła do mnie studentka szkoły filmowej w Tel Awiwie, która widziała etiudę z moimi zdjęciami - był to melodramat w reżyserii Filipa Marczewskiego - i ona poczuła, że chciałaby pracować ze mną. Ja wtedy w ogóle nie mówiłem po angielsku, ale udało się zrobić ten film i potem zostałem przez nią zaproszony do kolejnego izraelskiego filmu. To był już jej debiut pełnometrażowy. I w ten sposób trafiłem do Australii, to znaczy Jennifer Kent; reżyserka filmu, który wspólnie zrobiliśmy - "Babadook"; prywatnie znała się z Tali Shalom Ezer, czyli z tą izraelską reżyserką. Jennifer szukała operatora europejskiego.
Natalia Nowecka, ESKA.pl: Dlaczego akurat europejskiego?
Może z jak pewnego sentymentu do europejskiego kina. Jen asystowała przy filmie Larsa von Triera, "Dogville", więc spędziła sporo czasu w Europie, mieszkała przez jakiś czas w Paryżu. I ma duży szacunek do kina europejskiego, do von Triera, do Bergmana, Tarkowskiego i Polańskiego. I ją interesowało takie kino gatunkowe, z którym ja nie miałem nic wspólnego, ale jakoś nam się udało zrobić interesujący film. "Babadook" jest takim filmem kultowym i to spowodowało, że pokazałem się szerszemu gronu twórców i zostałem zauważony.
Osobiście uważam, że "Babadook" jest jednym z najlepszych współczesnych horrorów, zatem podpytam, czy planujesz wrócić do tego gatunku?
Staram się go unikać.
Z jakich powodów?
No właśnie z takich powodów, żeby nie być w szufladzie. Ale ciekawią mnie takie filmy, które są międzygatunkowe.
Zawsze powtarzam, że nie ma lepszego horroru niż połączenie horroru z dramatem rodzinnym.
Tak. W ogóle cenię horror za to, że jest taką przypowieścią, w jakimś sensie baśnią. Bo to jest kino, które opowiada o lęku, a lęk jest czymś takim pierwotnym i myślę, że zawsze jest takim elementem uruchamiającym widza, otwierającym jego różnego rodzaju emocje. Bardzo doceniam horror, chociaż unikam takich szablonowych horrorów. Jeśli widzę potencjał na psychologię, na coś przejmującego dla mnie, a gdzieś w efekcie pewnie i dla widza, to takimi scenariuszami się interesuję.
Radek Ładczuk o "Surferze". O czym opowiada film?
Czy mógłbyś opisać tak pokrótce, o czym twoim zdaniem jest film "Surfer"?
Jest to historia mężczyzny z średnim wieku, który pewnego dnia przyjeżdża na plażę ze swoim 16-letnim synem, żeby posurfować. Obok plaży był dom z jego dzieciństwa, który on zamierza kupić i chciałby ten dom pokazać swojemu synowi z poziomu morza. Muszą zasurfować, ale kiedy zbliżają się do plaży, okazuje się, że jest ona opanowana przez gang lokalnych surferów, skupionych wokół takiej specyficznej sekty i oni nie pozwalają mu na to. Syn wraca do domu, a nasz bohater przyjeżdża, żeby osiągnąć to, co zamierzał. No i napotyka wiele różnych trudności.
Rzekłabym, że trudności to mało powiedziane, bo jest to pod pewnymi względami nieco hardcorowy film. A czy jesteś w stanie nam zdradzić, na ile to przedstawienie społeczności surferskiej jest tu przesadzone i wyolbrzymione?
To w ogóle nie jest film o surferach i nie należy tego traktować za bardzo dosłownie. To był taki pretekst, żeby opowiedzieć o kryzysie naszego bohatera, który nagle pojawia się w jego życiu. To jest taki film, który w sposób może ironiczny, z dużym dystansem, opowiada o temacie konfrontacji ze swoją przyszłością, o pewnej traumie, którą często wielu z nas nosi w sobie, ale też taki film, który eksploruje temat przekraczania granic w obliczu konfliktu, w którym człowiek się znajduje. Brzmi to dosyć poważnie. Ten film nie jest dramatem psychologicznym, jest to thriller psychologiczny, ale z dużą dozą ironii.
A co "Surfer" mówi nam o toksycznej męskości?
Zastanawialiśmy się, jak tę historię opowiedzieć, by traktowała ona o współczesnym świecie, i jak wprowadzić tutaj pewnego rodzaju tematy, z którym zmaga się współczesny mężczyzna. I zaczęliśmy myśleć o tych surferach, o tej grupie, która była tam skupiona, że ona jest właśnie w pewnym takim rytuale, że oni na nowo próbują zdefiniować funkcję mężczyzny. Żyjemy w takim świecie równości, gdzie wyznaczamy na nowo role, ale mam takie wrażenie, że często w tym nowym współczesnym świecie mężczyzna nie do końca wie, kim ma być. Ma być partnerem i dobrym ojcem, nie ma a już polowania i tych tradycyjnych elementów, które kiedyś rządziły społecznością. I pomyśleliśmy sobie, żeby przyjrzeć się temu, co dzieje się ze współczesnymi mężczyznami, którzy jednak mają taką potrzebę łączenia się w grupy oraz pielęgnacji pewnych takich tradycyjnych męskich cech.
Zaczęliśmy eksplorować na przykład Jordana Petersona i jego dosyć kontrowersyjne poglądy. Na Instagramie dołączyłem do takiej grupy "Jordan Peterson Society", gdzie każdego dnia podrzucałem Lorcanowi [Finneganowi, reżyserowi "Surfera" - przyp. red.] różnego rodzaju wygenerowane przez komputer postaci, które dawały "dobre rady". Mam takie wrażenie, że w ogóle współcześnie wokół nas jest dużo terapii, dużo takiego myślenia o sobie, skierowania uwagi na siebie i na naszą relację w kontekście bycia w społeczeństwie, i temu się też troszkę przyglądaliśmy z pewną ironią. I ta powiedzmy męskość, toksyczna neomęskość, no po prostu pomyśleliśmy, że może warto w sposób może ironiczny o tym opowiedzieć.
"Surfer" - Radek Ładczuk o współpracy z Nicolasem Cage'em
Jak opisałbyś współpracę z Nicolasem Cage'em? Bo słynie on z tego, że bardzo angażuje się w swoje role.
Tak było i w tym przypadku. Nie był on aktorem, który od początku rozważany był do tej roli.
A zdradzisz, kogo rozważaliście?
Nie pamiętam, jacy aktorzy dostali tę rolę do zagrania. I to nie chodzi o to, że ktoś, nie wiem, nie chciał [zagrać], jest wiele okoliczności, dla których aktorzy, którzy dostają tekst, ostatecznie w filmie nie grają. W każdym razie finalnie trafiło to do Nicolasa Cage'a. Jemu się to spodobało. Bardzo lubił i doceniał wcześniejsze filmy Lorcana Finnegana i myślę, że to w jakimś sensie też było takie przeważające. Zobaczył, że jest to reżyser, który ma duży potencjał w przekraczaniu granic, w takim budowaniu dziwnych historii, i myślę, że to go zaintrygowało. [...] Gdy Nicolas Cage dostał ten tekst, on bardzo dużo wysiłku wykonał razem ze scenarzystą i z reżyserem, żeby go trochę tak dostosować do swoich warunków. Wiadomo, że on jest Amerykaninem, a historia się dzieje w Australii, więc trzeba było to scenariuszowo uzasadnić, ale nie chodziło tylko o takie uzasadnienie i umotywowanie, ale też o to, żeby ten tekst stał się jeszcze bardziej jaskrawy i wyrazisty, bo Nicolas Cage lubi takie sytuacje.
No sam jest bardzo wyrazistym aktorem.
Tak i dla mnie też to było zaskakujące, że aż tak, bo przywykłem do innej obecności aktorskiej przed kamerą. Ale bardzo szybko temu poddałem i to też jest inspirujące. Zresztą on jako aktor jest bardzo profesjonalny i zmotywowany, więc nadający pewien rytm. Myśmy ten film kręcili w takim w takim trybie "go go go", bardzo szybko. Mieliśmy tylko 26 dni zdjęciowych, a było dużo jakby pracy do wykonania i on bardzo nas motywował w tym wszystkim.
Pełną rozmowę z Radkiem Ładczukiem znajdziecie w załączonym materiale wideo, a "Surfer" z jego wspaniałymi zdjęciami i świetną rolą Nicolasa Cage'a, czeka na was w kinach.
Polecany artykuł: