Pierwszy odcinek zszokował widzów. "Zależało nam na jasnym komunikacie"

2025-10-27 15:57

Wyczekiwany serial "To: Witajcie w Derry" na podstawie kultowej powieści Stephena Kinga zadebiutował w serwisie HBO Max i pierwszy odcinek... no cóż, zrobił wrażenie. W sieci pojawiły się pełne ekscytacji reakcje widzów, a my mieliśmy przyjemność porozmawiać z twórcami o tym, co właściwie próbowali tu osiągnąć.

To: Witajcie w Derry - twórcy komentują szokujący pierwszy odcinek

i

Autor: Brooke Palmer/HBO/ Materiały prasowe

"To: Witajcie w Derry" to adaptacja książki Stephena Kinga i jednocześnie prequel popularnej dylogii horrorów "To" Andy'ego i Barbary Muschiettich. Serial zabiera nas do 1962 roku, by pokazać starcie Pennywise'a z inną grupą dzieciaków. Grupą, której skład już w pierwszym odcinku mocno się przerzedził.

"To: Witajcie w Derry" - twórcy komentują szokujący pierwszy odcinek

Jeszcze przed oficjalną premierą "To: Witajcie w Derry" Jason Fuchs i Brad Caleb Kane (showrunnerzy serialu) spotkali się z dziennikarzami, by omówić swe wesołe dzieło i tak się składa, że mieliśmy przyjemność należeć do tego jakże zacnego grona. Padły oczywiście pytania dotyczące pierwszego odcinka, który zawitał w HBO Max w poniedziałek 27 października i... przeraził wielu widzów. Mocno ich też zszokował - do tego stopnia, że niektórzy zaczęli wspominać złote czasy "Gry o tron". Był to oczywiście w pełni zamierzony ruch ze strony twórców.

Mogłoby się wydawać, że "To: Witajcie w Derry" niczym nas nie zaskoczy - w końcu akcja dzieje się przed wydarzeniami z filmów, zatem wiemy, że ta grupa dzieciaków nie zdoła na dobre pokonać Pennywise'a. Twórcy przyznali, że było to jedno z największych wyzwań, przed jakimi stanęli - ustawić stawkę tak, by móc zaskoczyć i zaangażować widzów emocjonalnie.

Mamy tu do czynienia z zupełnie inną, nową grupą postaci i naszym zadaniem było sprawienie, żeby była to grupa tak zróżnicowana, by widzów obchodził ich los. Bo przecież nie wiemy, kto wyjdzie z tego cało, a kto nie. I mamy nadzieję, że już w pierwszym odcinku udało nam się "zerwać ten plaster", by widzowie pomyśleli: "Chwila chwila, ja kibicowałem/am tym postaciom! To nie miało się tak potoczyć". Zależało nam na jasnym komunikacie - nikt nie jest tu bezpieczny. Istotą rzeczy nie jest to, czy Pennywise zostanie pokonany, ale czy bohaterom, na których wam zależy, nie przydarzy się nic złego. A tak się składa, że w tym serialu złe rzeczy będą przytrafiać się też waszym ulubieńcom, więc lepiej się przygotujcie.

Jason Fuchs i Brad Caleb Kane zadbali więc o to, byśmy w Derry czuli się równie bezpiecznie, co w Westeros. Czyli wcale. Zapewniają też, że pierwszy odcinek był zaledwie przystawką i przed nami znacznie więcej szokujących plot twistów - na dokładkę tak ponurych, że filmy z serii "To" jawić nam się będą niczym zabawa w piaskownicy.

Myślę, że stawka jest jeszcze większa i bardziej dramatyczna, niż w filmach. Mam tu na myśli to przekonanie widzów, że przecież wiedzą, dokąd to zmierza, i daje im to poczucie bezpieczeństwa. Ale tak naprawdę nie macie pojęcia. Może wam się wydawać, że wiecie, czego się spodziewać, ale od samego początku staramy się przekazać wam, że zasady nie są takie, jak wam się wydaje i że to zmierza w kierunku nie tylko nieoczekiwanym, ale i o wiele bardziej ponurym niż cokolwiek, co widzieliście wcześniej w tym uniwersum, a już z pewnością na ekranie.

Stephen King szczerze o "To: Witajcie w Derry"

Stephen King, jako autor literackiego pierwowzoru, miał wgląd w "To: Witajcie w Derry" na długo zanim serial zawitał na naszych ekranach. A, że słynie z tego, iż nie gryzie się w język, gdy coś mu się nie podoba (tak samo jak George R. R. Martin, u którego poskutkowało to konfliktem z twórcą "Rodu smoka") Jason Fuchs i Brad Caleb Kane trzęśli przysłowiowymi portkami na myśl o jego reakcji. Na szczęście niepotrzebnie - jest on bowiem absolutnie zachwycony. "Witajcie w Derry" jest niesamowite. Pierwszy odcinek jest przerażający - napisał na Threads.

Było to bardzo satysfakcjonujące. Tworzenie serialu na podstawie powieści Stephena Kinga jest przerażające, bo nigdy nie wiesz, jak to oceni. Oczywiście był zaangażowany w produkcję od samego początku, czytał scenariusze i zatwierdzał różne rzeczy, ale wizja jego reakcji na gotowy produkt była trochę przerażająca, ponieważ jest on znany z tego, że naprawdę szczerze wyraża opinie na temat adaptacji swoich dzieł. Więc nie mogliśmy z założenia liczyć na to, że publicznie poklepie nas po plecach i powie: "świetna robota". Wiedzieliśmy, że powie to, co naprawdę myśli. Więc tak, było to szalenie ekscytujące i kamień spadł nam z serca - przyznali showrunnerzy w rozmowie z dziennikarzami.

Pierwszy odcinek "To: Witajcie w Derry" obejrzycie już w HBO Max, reszta zaś ukazywać się będzie co tydzień. A jak już jesteśmy przy temacie autorów chwalących adaptacje swych dzieł to przypominamy, że w styczniu w tym samym serwisie zadebiutuje trzeci serial z uniwersum "Gry o tron" i wygląda na to, że pierwszy, który w pełni usatysfakcjonował George'a R. R. Martina. Mowa oczywiście o "Rycerzu Siedmiu Królestw", o którym więcej pisaliśmy wam tutaj:

Jak dobrze znasz seriale HBO? QUIZ dla prawdziwych fanów!
Pytanie 1 z 7
"Gra o tron": który z tych bohaterów nigdy nie był Królem Północy?
Gra o tron
"Wednesday”: Hunter Doohan (Tyler) i Owen Painter (Isaac) o wydarzeniach z 2. sezonu | WYWIAD
Źródło: Pierwszy odcinek zszokował widzów. "Zależało nam na jasnym komunikacie"