Jak dziś rockuje?

The Cure - 5 ciekawostek o albumie "Disintegration" na 35-lecie | Jak dziś rockuje?

To jeden z najlepszych albumów w dorobku The Cure. I jeden z najważniejszych krążków, który ukazał się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Dokładnie 35 lat temu na półkach sklepowych pojawił się "Disintegration". Dzieło wybitne, na którym znalazły się takie utwory, jak "Lovesong" czy "Lullaby".

The Cure. "Disintegration" skończył 35 lat!

Muzycy The Cure na swoich albumach pokazali, że potrafią grać zarówno mrocznie, jak i bardzo popowo. Fani pierwszej odsłony z chęcią sięgali po "Faith" czy "Seventeen Seconds", zaś miłośnicy oblicza przebojowego zachwycali się takimi utworami, jak m.in. "The Walk", "Close to Me" czy "Just Like Heaven". 

Grupa dowodzona przez charyzmatycznego wokalistę i gitarzystę Roberta Smitha nie miała także problemu, aby wspomniane dwa muzyczne światy ze sobą łączyć w obrębie jednego wydawnictwa. Doskonałym przykładem jest krążek "Kiss Me, Kiss Me, Kiss Me" z 1987 roku. W przypadku jego następcy, jak się później okazało, wajcha została przesunięta zdecydowanie w tę mroczniejszą stronę. 

Muzyka jest jak pamiętnik - Midge Ure w Eska Rock

Teoretycznie humor muzykom przed tworzeniem "Disintegration" powinien dopisywać. "Kiss Me..." dobrze się sprzedawał, a długa trasa koncertowa promująca całość również okazała się sukcesem. Nic bardziej mylnego. Wewnątrz zespołu nie działo się bowiem zbyt dobrze. Problematyczna stała się obecność w składzie Lola Tolhursta, współzałożyciela The Cure, który najpierw był perkusistą, a później grał na instrumentach klawiszowych. Muzyk miał problemy z alkoholem, a podczas sesji nagraniowej zdecydowano o usunięciu go z zespołu. 

Zastąpił go Roger O'Donnel, który występował na scenie z formacją już w trakcie ostatniej trasy. Choć Tolhurst został wymieniony na okładce albumu "Disintegration" (z dopiskiem: "inne instrumenty"), to według wspomnień muzyków nie zagrał na albumie ani jednej nuty. 

W formie dalekiej od idealnej był także Smith. Choć na niwie prywatnej wiodło mu się bardzo dobrze (w 1988 poślubił Mary Poole, którą poznał jako nastolatek w szkole), to jednocześnie sława i wszystkie niedogodności z nią związane dawały mu się we znaki. Przerażała go również wizja 30. urodzin, które przypadały na 1989, i fakt, że do tej pory nie udało mu się nagrać krążka, który "zdefiniowałby" karierę zespołu. Lider The Cure był więc, delikatnie rzecz ujmując, dość przygnębiony. I właśnie taki nastrój chciał przekazać na płycie. 

Głosowanie na utwory

Sesja nagraniowa trwała od listopada 1988 roku do lutego kolejnego. Produkcją albumu zajęli się Smith i David Allen. Całość zarejestrowano natomiast w Hook End Recording Studio znajdującym się w XVI-wiecznej posiadłości niedaleko wsi Checkendon w hrabstwie Oxfordshire w Anglii. Właścicielem studia był wówczas David Gilmour, muzyk Pink Floyd. 

Na albumie znalazło się 12 utworów, choć pomysłów było o wiele więcej (ponad trzydzieści). Zespół dokonał selekcji poprzez głosowanie. Muzycy zebrali się w domu perkusisty Borisa Williamsa i oceniali dema w skali 1-10. O ostatecznym kształcie "Disintegration" zadecydował jednak Robert Smith, który – chcąc stworzyć swoje prawdziwe "opus magnum" – nakłonił kolegów do podporządkowanie się tej wizji. Ci na to przystali. W innym przypadku album mógłby się ukazać wyłącznie pod nazwiskiem lidera The Cure. 

Album "Disintegration" pojawił się na rynku 2 maja 1989. Choć przedstawiciele wytwórni początkowo nie wierzyli, że ten materiał może odnieść sukces komercyjny, to po wydaniu musieli w tym temacie zmienić zdanie. Płyta zadebiutowała na trzecim miejscu w Wielkiej Brytanii, z kolei w Stanach Zjednoczonych dotarła do dwunastej pozycji. – Powiedziałbym, że to jeden z tych albumów, na których udało nam się najpełniej zrealizować. I to pod każdym względem – powiedział Smith w 2002 roku w rozmowie z miesięcznikiem "Tylko Rock". I dodał, że to jeden z trzech najważniejszych krążków w dyskografii The Cure. 

Nie da się ukryć, że dzięki "Disintegration" zespół awansował, bez dwóch zdań, do muzycznej ekstraklasy. Single były wysoko notowane na listach przebojów, z kolei teledyski nie schodziły z anteny MTV. Grupa grała więc koncerty w dużych halach oraz na stadionach. Sam album sprzedał się natomiast na całym świecie w ponad 4 milionach egzemplarzy. 

Na sam koniec należy dodać, że "Disintegration" należy do tzw. "trylogii", obok "Pornography" (1982) oraz "Bloodflowers" (2000). Zespół w 2002 roku zaprezentował w całości materiał z tych trzech albumów dla publiczności w Berlinie. Ten wyjątkowy koncert został później wydany w formie DVD ("Trilogy", 2003). 

Jakie ciekawostki skrywa album "Disintegration"? Sprawdźcie w galerii umieszczonej na samej górze niniejszego artykułu.

Poniżej możecie natomiast zapoznać się z listą najpopularniejszych rockowych albumów na Spotify [TOP10]: