Już jutro, tj. we wtorek 7 października, na światowym rynku ukaże się ostatnia autobiografia Ozzy'ego Osbourne'a. Pozycja Last Rites zostanie wydana także na polskim rynku pod tytułem Ostatnie namaszczenie, jednak nieco później, gdyż 15 października.
Tymczasem magazyn "The Times" dotarł do treści książki przedpremierowo i zdecydował się udostępnić jej fragment. Wybór padł na rozdział naprawdę wyjątkowy, gdyż najpewniej pisany przez "Księcia Ciemności" w trakcie ostatnich dni jego życia. Chodzi o tekst, w którym Osbourne podsumowuje wszystko to, co wydarzyło się wokół jego pożegnalnego koncertu.
Ozzy Osbourne o emocjach, które towarzyszyły mu w trakcie ostatniego występu
Z opublikowanego fragmentu wynika, że Ozzy do ostatniego końca zmagał się z własnym zdrowiem i jeszcze przed pokazem na Villa Park musiała mu zostać udzielona pomoc medyczna. Osbourne ostro opisuje zmagania z Parkinsonem, przechodząc w końcu do tego, co wydarzyło się w Birmingham 5 lipca b.r.
"Książę Ciemności" wprost wspomina, że był w szoku, gdy na stadionie zobaczył tłum, który czekał na jego występ. Ozz opowiada, że nerwy szybko go opuściły, czuł jednak swego rodzaju przytłoczenie ze względu na wagę zadania, jakie przed nim stało.
Piosenka, przy której emocje wzięły górę
Już oglądając występ nie dało się nie zauważyć, że Ozzy'emu w trakcie wykonania Mama, I'm Cominh Home wyraźnie załamał się głos. Teraz w Ostatnim namaszczeniu artysta wprost pisze, że był to moment, w którym poczuł ogromne wzruszenie. Te pojawiło się, gdy pomyślał o swojej żonie i menedżerce, Sharon Osbourne, dla której de facto powstał ten klasyk. Ozz zaznacza, że na szczęście dość szybko udało mu się wziąć w garść. W udostępnionym fragmencie muzyk wspomina także, że pozostali członkowie Black Sabbath: Tony Iommi, Geezer Butler oraz Bill Ward, niemal do samego końca nie byli pewni, czy da on radę z nimi wystąpić.
Zatkało mnie, kiedy zaczęłam śpiewać "Mama, I'm Coming Home". To znaczy, to piosenka Sharon, wiesz? Jedna z jej ulubionych. Lemmy napisał ją z myślą o nas dwojgu. To samo w sobie wystarczyło, żebym się popłakał. Ale to uczucie było czymś więcej. To było moje ostatnie hurra. Dotarłam na scenę po sześciu traumatycznych latach, po tym, jak straciłam zdolność chodzenia i robienia czegokolwiek samodzielnie. To było po prostu to wszystko, wszystko się zbiegło. Po prostu nie mogłam już dłużej powstrzymywać emocji. Na widowni wszyscy trzymali w swoich rękach telefony z zapalonymi latarkami. Ktoś w gazecie napisał, że to było, jakbym uczestniczył we własnej stypie, co byłoby bardzo metalową rzeczą. Ale to nie było jak pogrzeb. To było jak świętowanie. Na tym stadionie było tyle miłości, napływającej do mnie falami. Łzy spływały mi po twarzy, ale czułam się tak podniesiony na duchu. Tłum zauważył, że się męczę i zaczął śpiewać słowa. Miałem ogromne szczęście, że miałem tylu wspaniałych fanów. Niech Bóg was wszystkich błogosławi - pisze Ozzy w "Ostatnim namaszczeniu".