Relacja

Mystic Festival 07.06.2025. – dzień wielkich celebracji

2025-06-09 3:34

Ostatni dzień tegorocznej edycji Mystic Festivalu upłynął pod znakiem celebracji 25-lecia wydania płyty „Litany” polskiej legendy trash/death metalowej – Vader. Na zakończenie występów na głównej scenie zaprezentowała się natomiast inna legenda – a mianowicie brazylijska formacja Sepultura, która po czterdziestu latach działalności objeżdża właśnie świat, aby poprzez wspólną celebrację pożegnać się z fanami i zakończyć swoją muzyczną przygodę. To jednak nie wszystkie rocznicowe występy, które zobaczyliśmy podczas ostatniego dnia metalowego święta.

Sobota, 7 czerwca była ostatnim dniem Mystic Festivalu 2025. Trzeba przyznać, że od samego początku trwania festiwalu organizatorzy zadbali o to, abyśmy się nie nudzili. Jednak czwarty dzień był istnym maratonem wydarzeń, a wielu stanęło przed nie lada dylematem, które wydarzenie w danym momencie wybrać. Line-up tego dnia był nie tylko imponujący pod względem różnorodności stylistycznej, ale także nasycony symboliką i historią.

Sepultura – ostatni rozdział

Bezsprzecznie największym wydarzeniem dnia (i być może całego festiwalu) był występ Sepultury, która w ramach pożegnalnej trasy "Celebrating Life Through Death" żegna się z fanami po czterech dekadach na scenie. Brazylijczycy dali występ pełen pasji i brutalnej energii, do której nas przez lata obecności na scenie przyzwyczaili. Klasyki takie jak „Refuse/Resist”, „Arise” czy „Territory” wprawiły fanów w stan ekstazy, która nie dawała ochronie ani chwili wytchnienia niekończącym się crowd surfingiem. Na koniec zostawili największe przeboje, czyli „Ratamahatta” oraz „Roots Bloody Roots”, które zabrzmiały jak manifest potęgi, która przez lata inspirowała kolejne pokolenia fanów i muzyków. Nie zabrakło wspomnień, gości na scenie oraz podkreślenia, jak ważne miejsce w sercach muzyków zajmuje polska publiczność, którą mieli okazję wielokrotnie uraczyć swoimi występami. Trzeba przyznać, że podczas tegorocznej edycji festiwalu chyba nie było koncertu, który tak bardzo podzieliłby uczestników. Jedni byli zachwyceni energią oraz zacnym setem, jaki zaprezentowali Brazylijczycy, inni mocno narzekali na nagłośnienie i podkreślali, że dla nich Sepultura skończyła się dawno temu. Nie zmienia to faktu, iż był to z pewnością moment ważny w dziejach muzyki, gdyż możliwe, że właśnie po raz ostatni mieliśmy możliwość zobaczyć Sepulturę na żywo na polskiej ziemi.

Vader – polska maszyna nie do zatrzymania od ponad 40 lat

A jeśli o celebracjach mowa, to podczas Mystic Festivalu hucznie świętowano 25-lecie wydania albumu „Litany” polskiej legendy Vader. Formacja, którą od 42 lat dowodzi Piotr "Peter" Wiwczarek, udowodniła po raz kolejny, że jest niekwestionowanym ambasadorem polskiego death metalu. Wiwczarek i spółka zagrali intensywny set prezentując po raz pierwszy w całości ich kultowy krążek „Litany”, ale również uraczyli fanów kilkoma innymi kompozycjami, jak „Dark Age” z albumu „The Ultimate Incantation”, a także świeżutki „Unbending” z dopiero co wydanej EPK-i „Humanihility”. „Litany” to także pierwszy album nagrany wraz z gitarzystą Maurycym „Mauserem” Stefanowiczem, który w 2023 roku ponownie zawitał w szeregach formacji, aby wraz z zespołem celebrować 40-lecie istnienia. Mimo upływu lat Vader nie traci na brutalności, a ognia, który opanował Park Stage (i to dosłownie) nie była w stanie ugasić nawet intensywna ulewa, która trwała niemalże przez cały występ Vadera. Fani formacji w tym roku nie mogli narzekać, gdyż oprócz pod każdym względem perfekcyjnego koncertu, otrzymali możliwość zwiedzenia muzeum poświęconego kapeli, w którym można było zobaczyć między innymi archiwalne zdjęcia, nagrania z początku działalności grupy, elementy scenografii oraz słynną gitarę. Zespół znalazł także czas na spotkanie z fanami i signing session, a Piotr Wiwczarek w obszernej rozmowie podczas "Mystic Talks" wrócił między innymi pamięcią do momentu tworzenia krążka „Litany”, który ukazał się na przełomie milenium.

Mystic Festival 2025 – mroczna melancholia, melodyjny mrok i hołd dla ekstremy

Fińska formacja Apocalyptica od lat przyciąga tłumy swoją unikatową mieszanką muzyki klasycznej i metalu symfonicznego. Finowie, którzy do Polski przybyli z festiwalu Sweden Rock tego dnia świętowali okrągły rok od wydania krążka „Plays Metallica, Vol. 2”, który na rynku kazał się 7 czerwca 2024 roku. Publiczność miała możliwość usłyszeć ich autorskiej wariacje tych doskonale znanych kawałków Metalliki, jak „The Unforgiven II”, „Enter Sandman” i „Nothing Else Matters”, które publiczność chóralnie odśpiewała. Największe wrażenie z pewnością zrobiła aranżacja utworu „One”, która w wykonaniu Apocalyptica ma wręcz baśniowe brzmienie. Występ Finów był klimatyczną i zarazem monumentalną odskocznią od ekstremalnych brzmień i małą nagrodą pocieszenia dla wszystkich tych, którym nie udało się kupić biletu na przyszłoroczny koncert legend trashu. Zespołem, na który tego wieczora czekało wielu, byli pionierzy doom metalu z Pentagram. Amerykanie zaprezentowali się w formie, której mogliby im pozazdrościć znacznie młodsi koledzy z branży. Bobby Liebling, choć wiekowy i naznaczony burzliwym życiem, emanował sceniczną charyzmą i uraczył fanów swoją klasyczną pozą, która w ostatnim czasie stała się przedmiotem wielu memów. Ich koncert był mroczny i hipnotyzujący, czyli dokładnie taki, jakiego oczekiwali fani formacji. Z kolei Death Angel przypomnieli, że thrash metal wciąż ma się świetnie. Ich występ był dynamiczny, szybki, pełen wybuchowości, ostrych riffów i przepełniony surowym i agresywnym wokalem Marka Oseguedy. Zagrali swoje największe przeboje, jak „Mistress of Pain”, „The Moth” oraz „The Dream Calls”, jak również nowy singiel „Wrath (Bring Fire)”, który zapowiada kolejny rozdział w historii zespołu. Dark Angel podkręcił tempo i rozgrzał publiczność do czerwoności.

Na głównej scenie zaprezentowali się także pionierzy melodyjnego death metalu, który pod koniec lat 80. powstał w szwedzkim Göteborgu. Mowa oczywiście o Dark Tranquillity, którzy w ty roku już po raz drugi zaprezentowali swoją mistrzowską formę. Zespół, który obecnie promuje ostatnie wydawnictwo „Enditime Signals” pod przewodnictwem żywiołowego i nieustannie uśmiechniętego frontmana – Mikael Stanne, dał występ pełen melancholijnych riffów w wykonaniu Johana Reinholdza oraz Petera Lyse Karmarka, podczas którego zaprezentowali między innymi, takie kawałki, jak znakomicie wszystkim znane „Terminus (Where Death Is Most Alive)”, „Lost to Apathy” czy „Forward Momentum”, a także „No Nothing” oraz „The Last Imagination” z ostatniego krążka, a koniec zostawili oczywiście największe hity w postaci „TherIn” oraz „Missery Crown”. Mikael Stanne był w świetnej formie, swoim growlem przeszywał nas do szpiku kości, aby później uraczyć nas łagodnym czystym wokalem, który był niczym balsam na nasze dusze. Koncert Szwedów jedynie podkreślił ich status legendy gatunku.

Chyba największym zaskoczeniem ostatniego dnia był występ formacji Blood Fire Death, która powstała jako hołd dla szwedzkiej grupy Bathory. Supergrupa złożona z muzyków znanych między innymi z Mayhem, Aura Noir, Watain czy Emperor, oddała hołd ekstremalnemu metalowi, który w 1983 roku stworzył w szwedzkiej miejscowości Vällingby siedemnastoletni wówczas Tomas "Quorthon" Forsberg. Zespół, który w zasadzie nigdy nie wyruszył w trasę koncertową, uznawany jest za jednego z pionierów black metalu. Działalność grupy przerwała nagła śmierć jej założyciela, który zmarł 7 czerwca 2004 roku. Koncert, podczas którego na scenie wystąpił oryginalny basista formacji Frederick Melander, a także Atilla Csihar z Mayhem, Erik Danielsson z Watain i Adam „Nergal” Darski, który zaśpiewał "Raise the Dead", stanął na wysokości zadania i godnie zmierzył się z kultowymi utworami, o czym mogą świadczyć słowa, tych, którzy na koncert się wybrali, a mianowicie: „Quorthon byłby dumny”.

Na zakończenie wieczoru na Park Stage wystąpili mistrzowie gotyckiego metalu, czyli formacja Tiamat. Ich koncert był jak ceremonialne zamknięcie festiwalu – mroczny, transowy i refleksyjny. Choć podczas występu Szwedów widać było, iż wokalista i założyciel grupy Johan Edlund najlepsze czasy ma już za sobą, to jego wokal wbrew obawom licznie zgromadzonej publiczności brzmiał bardzo dobrze. Zespół przygotował dla fanów niespodziankę w postaci wsparcia wokalnego Erika Danielssona z Watain podczas największego przeboju zespołu „The Sleeping Beauty”. Nie mogło zabraknąć oczywiście „Whatever That Hurts” oraz „Vote for Love” i „Gaia”, którym zakończyli swój set.

Tegoroczny Mystic Festival zaskoczył mnie nie tylko pod względem różnorodności gatunkowej zaproszonych artystów, rozmaitych atrakcji dodatkowych, jak wspomniana wystawa Vadera, spotkania z artystami i przedstawicielami branży muzycznej czy wrestling, ale przede wszystkim pod względem znakomitej organizacji. Liczne punkty gastronomiczne, w których mogliśmy zjeść zarówno nasze polskie kopytka, burgery, langosze, jak i dania kuchni meksykańskiej, które rozlokowane były w kilku miejscach, sprawiły, że nie było długich kolejek. Ponadto na uwagę zasługuje fakt, iż na terenie stoczni było bardzo czysto. Zapewne duża w tym zasługa plastikowych kubków wielokrotnego użytku, do których nalewano napoje. Jednak na wysokości zadania stanęła również obsługa festiwalu, która dbała zarówno o porządek, bezpieczeństwo, jak i czystość przestrzeni, w której spędziliśmy cztery dni. Jedynym mankamentem była z pewnością pogoda, która w tym roku nie rozpieszczała. Mimo to nie przeszkodziło to fanom ciężkich brzmień w ich trwającym cztery dni święcie. W 2026 roku Mystic Festival odbędzie się w dniach 3-6 czerwca, oczywiście na terenie stoczni gdańskiej, a organizatorzy obiecali, że oprócz znakomitych artystów postarają się także o dobrą pogodę. Trzymamy ich zatem za słowo i liczymy, że podczas piątej edycji aura będzie nam sprzyjać bardziej niż w ty roku.