Muzycy Aerosmith wspominają artystę, który ich supportował i... zmiótł ze sceny. "Publiczność miała nas gdzieś"
Amerykańska formacja Aerosmith powstała na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. I szybko stała się jedną z najbardziej wpływowych grup w historii muzyki rockowej. Ostatnio o długiej historii zespołu szerzej opowiedzieli gitarzyści Aerosmith, Joe Perry i Brad Whitford. Muzycy byli gośćmi programu In The Room prowadzonego przez znanego youtubera Ricka Beato.
Gitarzyści wspominali chociażby koncert w nowojorskim Central Parku, który odbył się w 1974. W roli supportu przed Aerosmith zaprezentował się wówczas irlandzki gitarzysta Rory Gallagher. Perry i Whitford zgodnie przyznali, że przyćmił ich występ. – Nie chcę o tym nawet słyszeć – powiedział Perry.
– To się działo w momencie zanim zostaliśmy w ogóle zaakceptowani w Nowym Jorku. Rory Gallagher dał prawdopodobnie jeden z najbardziej oszałamiających koncertów w całej swojej karierze – dodał Whitford.
– My byliśmy headlinerami. On wszedł na scenę pierwszy i skopał nam tyłki – wtrącił się Perry. – Zszedł ze sceny, ale wywołali go na bis. Zagrał ten bis. Znów zszedł i ponownie go wywołali. Kolejny bis. Nie chcieli go puścić. Zagrał trzy bisy. A zanim my zaczęliśmy grać, ludzie już wychodzili. Mieli nas gdzieś, nie obchodziło ich to, dla nich koncert się skończył – uzupełnił swoją wypowiedź Whitford.
Gallagher sprzedał ponad 30 milionów płyt na całym świecie. Dzięki swojemu charakterystycznemu stylowi ubierania się (wytarte jeansy i flanelowa koszula) stał się inspiracją dla muzyków grunge'owych. I nie tylko dla nich. Gallagher był wirtuozem, który wpłynął na grę wielu gitarzystów (m.in. na The Edge'a z U2, Slasha z Guns N’ Roses czy Briana Maya z Queen). Muzyk był kojarzony, przede wszystkim, z własnoręcznie modyfikowanym Fenderem Stratocasterem z 1961 roku. Gallagher zmarł w 1995 w wieku 47 lat. Przyczyną śmierci okazały się powikłania po przeszczepie wątroby.
Polecany artykuł:
Czy Aerosmith powróci jeszcze na scenę? Joe Perry tego nie wyklucza!
Na początku września 2023 roku formacja Aerosmith rozpoczęła pożegnalną trasę koncertową. Szybko jednak została ona przerwana. Wszystko przez problemy zdrowotne Stevena Tylera. Wokalista doznał poważnego uszkodzenia strun głosowych.
W kwietniu 2024 roku, za pośrednictwem mediów społecznościowych, grupa potwierdziła wznowienie trasy. Miała się ona rozpocząć 20 września i potrwać do końca lutego 2025. Wydawało się, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Niestety, w sierpniu muzycy Aerosmith wydali w sieci obszerne oświadczenie, w którym mogliśmy przeczytać, że zespół całkowicie rezygnuje z działalności koncertowej. Jako powód podano fakt, że Tyler już nigdy nie wróci do całkowitej formy wokalnej.
Na szczęście, wokalista znów pojawił się na scenie. Na początku lutego 2025 zaśpiewał w ramach charytatywnego koncertu, który zorganizował na rzecz fundacji Janie’s Fund. Wystąpił także w lipcu na stadionie Villa Park w Birmingham w trakcie pożegnalnego koncertu Ozzy'ego Osbourne'a i Black Sabbath. I udowodnił, że jest w znakomitej formie. To sprawiło, że pogłoski o powrocie Aerosmith powróciły do przestrzeni medialnej. Ostatnio gitarzysta Joe Perry ujawnił – w rozmowie z Eddiem Trunkiem – że zespół dyskutuje na temat potencjalnego koncertu.
– Rozmawiamy po kilka razy w tygodniu ze Stevenem. Wystąpiliśmy na koncercie charytatywnym. Ogólnie żyjemy i mamy się dobrze. Aerosmith musi dać jeszcze przynajmniej jeden koncert. Zobaczymy, co się stanie. Zawsze graliśmy tak, jakby dany koncert miał być właśnie tym ostatnim – powiedział Perry.