Zacznijmy jednak od ikon. Aerosmith mogą się pochwalić imponującym, gdyż liczącym ponad pięćdziesiąt lat stażem w muzycznym świecie. Grupa zdążyła przez ten czas zapracować sobie na miano ikon wydając w niemal każdej dekadzie swojej działalność krążki, które podbijały listy przebojów na całym świecie.
Nie trzeba być najwierniejszym fanem Stevena Tylera, Joe Perry'ego i spółki (tak, świadomie wymieniam tu tylko tych dwóch Panów, choć wiem, że nie tylko oni tworzą Aerosmith), aby wiedzieć, że działo się wokół grupy w ostatnich latach. Ta w 2012 roku wydała album Music from Another Dimension!, który, wiele na to wskazuje, zapamiętamy jako ten ostatni w jej karierze. Co prawda formacja sporo później koncertowała, brakowało jednak tej nowej muzyki, a i występy napotykały na swojej drodze sporo przeszkód - wciąż mamy w pamięci odwołany pokaz, który po zmianie daty miał się odbyć w Polsce w 2022 roku. Już rok później Panowie ogłosili, że przed nimi czas na ostateczne pożegnanie i przedstawili szczegóły swojej pożegnalnej trasy koncertowej. Ta rozpoczęła się we wrześniu tego samego roku, jednak została przerwana po raptem kilku koncertach ze względu na problemy wokalne Tylera, aż w końcu w sierpniu 2024 roku ostatecznie ją odwołano.
Wydawało się, że to koniec Aerosmith, aż w końcu Steven zaskoczył i zaczął coraz częściej występować na żywo. Solowe pokazy, występ na pożegnaniu Ozzy'ego Osbourne'a i Black Sabbath, czy w końcu na gali rozdaniu nagród MTV VMA w ramach hołdu dla "Księcia Ciemności". Mało kto chyba spodziewał się jednak tego, co nastąpiło właśnie po nim.
Oddać miejsce młodszym
U boku "toksycznych bliźniaków" wystąpił w ramach tego wydarzenia YUNGBLUD. Młody przedstawiciel sceny, kojarzony raczej z tymi gitarowymi klimatami, ma za sobą naprawdę intensywny czas. Dominic Harrison najpierw na początku lata wydał swój najnowszy krążek IDOLS, na którym zaprezentował najdojrzalsze jak dotąd brzmienie i który stanowi jego własny hołd - ale też dyskusję - dla dziedzictwa tych, których podziwia od najmłodszych lat. To właśnie IDOLS oraz promujący płytę singiel Zombie zapewnił wokaliście nominacje do nagrody Grammy, a trzecią zgraną za swój brawurowy występ na "Back to the Beginning", gdzie wykonał Changes - i gdzie za kulisami z pewnością przeciął się ze Stevenem Tylerem.
To właśnie ten pokaz, w połączeniu ze świetnie przyjętym albumem i promującą go trasą koncertową, na której pojawili się m.in. Geezer Butler czy Matt Sorum, sprawił, że YUNGBLUDA zaczęto nazywać tym, dzięki któremu rock ma szansę wrócić do mainstreamu. Jedni bez wahania się z tym zgadzali, podczas gdy dla innych Harrison był kimś w rodzaju pozera, który przeszedł "ze świata Disneya" na rockowe salony, gdzie zupełnie nie pasuje. Nie zgadzają się z tym jednak Ci, którzy dosłownie zdarli sobie na rocku zęby.
Sporym szokiem dla wielu było ogłoszenie, że wspólne stanięcie na scenie to jedno, ale Steven, Joe i Dominic już dużo wcześniej, gdyż w maju, nagrali wspólny... minialbum! Co ciekawe, YUNGBLUD już w ubiegłym roku miał skontaktować się ze słynnym gitarzystą i zaproponować mu wspólną sesję muzyczną, na co ten przystał. Już wtedy powstał materiał, który Perry koniecznie chciał pokazać Stevenowi. Zaowocowało to nie jednym utworem, a kilkoma - reszta, jak to mówią, jest historią.
Premierę EP-ki One More Time zapowiedziano na 21 listopada, a całość zwiastował singiel My Only Angel. Kawałek absolutnie przebojowy, natychmiast wpadający w ucho z refrenem, który nie jest w stanie wyjść z głowy. Został on naprawdę ciepło przyjęty tak przez fanów YUNGBLUDA, jak i wyjadaczy, którzy świetnie pamiętają najlepsze czasy Aerosmith. Co ciekawe, projekt od samego początku promowany był jako wspólne działo właśnie Aerosmith i YUNGBLUDA, choć partie perkusji gra na nim Matt Sorum, a nie Joey Kramer - nie jest tajemnicą fakt, że perkusiście uniemożliwia to obecny stan jego zdrowia.
My Only Angel był rozgrzewką, ale wystarczy jeden odsłuch całego krążka, aby przekonać się, że Panowie zawarli na nim to, co najlepsze. Tempa nie zwalnia równie mocny, prowadzony wokalami Tylera i Harrisona Problems, genialnie wypada także zupełnie nowa wersja pochodzącego z płyty Rocks przeboju Back in the Saddle.
By jednak "nie zajechać" słuchacza, to na One More Time pojawiają się dwa nieco spokojniejsze momenty. Pierwszym jest świetna, utrzymana w klimacie bluesa kompozycja Wild Woman - najbardziej ze wszystkich z całej płyty kojarząca się z dziedzictwem Aerosmith. Cudnie wypada też na tle pozostałych czterech utworów balladowe A Thousand Days. Joe Perry i jego gra są świetne - on jest prawdziwym mistrzem! Steven brzmi genialnie, a jego wokal niesamowicie przenika się z głosem Dominica - nie da się ukryć, że w ich barwach jest sporo podobieństw.
Jest apetyt na więcej
Całe One More Time trwa naprawdę krótko, niecałe 20 minut, nie da się jednak ukryć, że stanowi to mocną, naprawdę dobrą pigułę rockowego brzmienia z najwyższej półki. Z połączenia Aerosmith - rockowych ikon - i YUNGBLUDA - którego dziś nazywa się już "Księciem" tego gatunku - wyszło coś świeżego, imponującego i zdecydowanie wartego uwagi. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do całości to fakt, że trwa tak krótko! Minialbum nie nudzi, nie traci w żadnym swoim momencie, a jedyne co po sobie pozostawia, to poczucie dobrej dawki gitarowych brzmień z wysokiej półki i spory apetyt na więcej! Czy są na to jakiekolwiek szanse? Nic na ten temat póki co nie wiadomo - ale też niczego nie można wykluczyć - w końcu samo One More Time było ogromną niespodzianką!