Opowiadając o kulisach swojej decyzji, którą nazywa „pozbyciem się tego syfu ze swojego życia”, tłumaczy, że nie nie informował wcześniej o takim zamierzeniu, by nie wywierać na nikogo wpływu.
- Nikt mnie nie wyrzucił, nie szantażował, chciałem żeby to była moja decyzja – tłumaczy na filmie. Rozwiewa domysły dco do miejsca swojej pracy, a były to Katowice. Przez ostatnie cztery lata dzielił się z odbiorcami historiami ze służby. Opowiadał o sukcesach ale i porażkach, zdarzało mu się także krytykować miejsce pracy.
Jak sam mówi, od pewnego czasu podejrzewał u siebie wypalenie zawodowe. Czarę goryczy przelało jednak kilka innych czynników. Na filmie, gdzie tłumaczy swoją decyzję mówi, że już podczas pandemii COVID-19 sprzeciwiał się presji na wystawianie jak największej ilości mandatów. Sam starał się, tam gdzie mógł, dawać pouczenia. Chodziło głównie o egzekwowanie nakazów noszenia maseczek i innych związanych z pandemią przepisów. Opowiada, że przełożeni wyraźnie naciskali go i innych by wystawiali jak najwięcej mandatów.
Była także sprawa mema, który polegał na tym, że funkcjonariusz znalazł się w ogniu krytyki po publikacji tak zwanej „mapy Bytojmia dla przyjezdnych.”.
- To jakbyś poszedł na stand up i dziwił się, ktoś z ciebie się śmieje – mówi Bagieta i dodaje, że w ramach badania sprawy oboje jego rodzice byli wzywali na komendę. Miał także rozmowę dyscyplinującą w sprawie tatuaży. Dowiedział się, że bardzo dokładnie obejrzano wszystkie jego odcinki. Ostatecznie Bagieta nie wytrzymał i rzucił papierami. Wedle tego co mówi, teraz ma rozwiązany język i jeszcze wiele do opowiedzenia.
Sierżant Bagieta pozostanie na YouTube, zapowiedział, że ujawni jeszcze nie jedną policyjną historię, będzie transmitować także swoje sesje w gry video. Rozpoczął studia ratownictwa medycznego.