Najsłynniejsze utwory pisane do filmów grozy nierzadko wychodzą poza opowieść, dla której powstały i bywają powtarzane oraz cytowane w innych produkcjach. Przykład? Chyba najbarwniejszym będzie motyw napisany przez Bernarda Herrmanna, który słyszymy podczas morderstwa pod prysznicem. Pocięte rytmicznie dysonanse sekcji smyczkowej nie są niczym innm jak muzycznym odwzorowaniem cięć noża oraz okrzyków bólu i grozy. To ważna obserwacja, bo będzie jeszcze wracać.
Portal popularnonaukowy Popsci przywołuje badania Caitlyn Trevor, która sprawdzała korelacje między muzyką, a dźwiękami natury. Jednym z jej wniosków jest to, że skutecznie straszy nas muzyka naśladująca ludzki krzyk. To wysokie i narastające dźwięki. Sprawdzają się także obniżające się tony, podobne do wzdychania, a czasem wręcz wycia. Wraz z Saschą Frühholz opublikowali pracę naukową, gdzie na warsztat wzięli kilka głośnych horrorów, między innymi „Uciekaj”, „Dom w głębi lasu” oraz „Coś za mną chodzi”. Z ich badań wynika, że bliska ludzkiemu krzykowi muzyka była celowo wykorzystywana i wzmacniana podczas mocniejszych scen, dodatkowo podbudowując ich nastrój.
W 2021 roku czasopismo naukowe „PLOS One” opublikowało pracę o tym jak za pomocą muzyki można scharakteryzować gatunek danego filmu. Okazało się, że w horrorach bardzo ważną rolę odgrywa stosowanie dźwiękowych dysharmonii i dysonansów. Dźwięki nie pasujące do siebie wpływają na nasz nastrój i potrafią spotęgować niepokój.
Dodajmy do tego jeszcze efekty dźwiękowe, które sugerują naszemu mózgowi nieprzyjemne rzeczy i tym samym mogą wprawić w niepokój: szuranie, chrobot, kroki, pomruki, drapanie, skrzypienie i tym podobne. Znajdziecie ich sporo na ścieżkach dźwiękowych do filmów grozy.
Jednak te ścieżki dźwiękowe, które na zawsze zapisały się w historii kinematografii nie są pójściem na łatwiznę: prostym połączeniem ciszy, nagłego wybuchu, niepokojących efektów oraz efektu „jumpscare”. John Carpenter w swoim nieśmiertelnym motywie do „Halloween” przekuł ograniczenia w tworzywo grozy – świdrujący i powtarzalny motyw klawiszy wręcz wizualizuje w mózgu nadchodzące niebezpieczeństwo. Wykorzystane w „Egzrocyście” liryczne „Tubular Bells” Mike’a Oldfielda nadaje opowieści nastrój magicznej tajemniczości i niepokoju kontaktu z czymś spoza naszego świata. Muzyka w „Lśnieniu” Stanley’a Kubricka to natomiast perfekcyjne wykorzystanie pierwszych analogowych syntezatorów, gdzie odhumanizowany głęboki dźwięk towarzyszy narastającemu szaleństwu. Na koniec oczywiście musi się pojawić „Dziecko Rosemary” i muzyka Krzysztofa Komedy. Jak bardzo przerażające jest zestawienie niewinnej piosenki do usypiania dzieci z opowieścią o nadejściu Antychrysta? Smutne akordy, powtarzalna melodie i ten sączący się niepokój.