Ku uciesze większości fanów i fanek szeroko pojmowanej muzyki rockowej i metalowej, zespół Soundgarden znalazł się w końcu w gronie wyróżnionych przez gremium Rock & Roll Hall of Fame. Formacja pierwszy raz została nominowana w 2020 roku, wtedy jednak nie udało się jej dostać do "hali sław". Dziś żyjący muzycy ikony grunge'u nie ukrywają, że czują się zaszczyceni faktem wyróżnienia. W imieniu składu Kim Thayil zdradził już, że trwają plany, dotyczące występu Soundgarden na uroczystej ceremonii, która będzie miała miejsce 8 listopada tego roku. Gitarzysta powiedział także, że ma duże nadzieje na to, że uda się zrobić niespodziankę fanom i fankom i przy tej okazji wydać w końcu nagrany krótko przed śmiercią Chrisa Cornella ostatni materiał Soundgarden.
ZOBACZ TAKŻE: Co z piosenkami Chrisa Cornella i Soundgarden z 2017 roku?
Kto powinien znaleźć się w końcu w Rock & Roll Hall of Fame?
W rozmowie dla "Rolling Stone" Thayil został zapytany nie tylko o różne kwestie, związane z Soundgarden, ale także o nieco bardziej ogólne tematy. Gitarzysta został na przykład poproszony o wskazanie wykonawców, wykonawczyń i zespołów, których wciąż w Rock & Roll Hall of Fame nie ma, a które jego zdaniem w tym prestiżowym gronie z pewnością powinni się znaleźć.
Kim niemal natychmiast wymienił trzy grupy: Alice in Chains, Iron Maiden (grupa była nominowana w latach 2021 i 2023) oraz Sonic Youth. Prowadzący rozmowę dziennikarz podsunął muzykowi jeszcze kilka tropów, wspominając o Pixies (grupa na ten moment nie otrzymała nominacji), Motörhead (ikona heavy metalu otrzymała pierwszą i póki co jedyną nominację w 2020 roku) oraz King Crimson. Formacja, mimo postrzegania jej jako pionierskiej dla rocka progresywnego i niemal sześćdziesięcioletniej historii nie otrzymała jeszcze nominacji.
O mój Boże. King Crimson tam nie ma? Co? Robert Fripp? A później Adrian Belew? Co? - zareagował na fakt pomijania King Crimson przez gremium Rock & Roll Hall of Fame Kim Thayil.