Opera najczęściej kojarzy się z barokową estetyką: mocne makijaże, bogate kostiumy, oszałamiająca scenografia i oczywiście ogromna amplituda nastrojów w muzyce: od delikatnych zaśpiewów aż po wręcz bombastyczne utwory. Nie to jednak wszystko, jak każda forma ekspresji, także i tutaj pojawiają się ciekawe eksperymenty, jak choćby wystawiane nad Wisłą „Tango” Sławomira Mrożka w wersji operowej.
McCready w rozmowie z Guitar World zapowiedział, że pomysł na stworzenie takiego spektaklu zrodził się w jego głowie po śmierci Cornella. Muzycy grali razem w zespole Temple of the Dog, który uchodził za grunge’ową supergrupę. Istniał 2 lata i pozostawił po sobie niestety tylko jeden album. Teraz, gdy wiele projektów z lat 90-tych wraca na scenę, taki powrót mógłby liczyć na naprawdę dobry odzew ze strony publiczności, jednak bez Cornella jest to raczej niemożliwe.
Opera McCready’ego pozwoli nam wybrać się w podróż do Seattle w czasach, gdy scenę rockową przejęły flanelowe koszule, brudne gitary i depresyjne teksty. Były odtrutką na cukierkowy pop, sztuczne techno, karykaturalny glam metal oraz pogubiony we własnej legendzie rock. Grunge miał być powrotem do korzeni: muzyką wkurzonych młodych ludzi, którzy opowiadali swoją autentyczną historię, w której nie brakowało problemów psychicznych, rodzinnych, alkoholowych oraz z narkotykami.
Jak na razie McCready zaprezentował publicznie jedną kompozycję z nadchodzącego spektaklu. „Crying Moon” została udostępniona w wersji zagranej na żywo w portalu Instagram. Gitarzysta przekonuje, że jest już na dość zaawansowanym etapie prac i do tej pory napisał około 18 piosenek.
Jesteśmy niezmiernie ciekawi finalnego efektu i mamy nadzieję, że skoro do Polski trafiły na licencji świetne rockowe musicale, to i grunge’owe libretto zostanie także tu wystawione.
Polecany artykuł: