Nie da się tego ukryć. Od dobrych kilku tygodni Donald Trump zmaga się z poważnym kryzysem wizerunkowym. O ile cieniem na tym nie zdołały się położyć działania prezydenta Stanów Zjednoczonych, dotyczących agresji Rosji na Ukrainę, Izraela na Strefę Gazy i Iran, czy migrantów w jego ojczyźnie, tak punktem zapalnym stała się dla polityka i biznesmena jego znajomość z Jeffreyem Epsteinem.
Nazwisko to z pewnością jest bardzo dobrze znane obserwatorom przestrzeni publicznej. Przypominamy, że finansista już w 2008 roku został skazany za przestępstwa seksualne, skandal na większą skalę wybuchł wokół niego jedenaście lat później, kiedy to został on zatrzymany w związku z podejrzeniami o działalność na tle pedofilskim. Epsteinowi groziło niemal 45 lat więzienia, do procesu jednak nigdy nie doszło, gdyż ten 10 sierpnia 2019 roku został znaleziony martwy w swojej celi.
Oficjalnie za przyczynę śmierci Epsteina uznano samobójstwo, od początku jednak wokół sprawy pojawiają się pogłoski, jakoby przyczyniły się do niej osoby trzecie. Przyczynkiem miała być rzekoma próba uciszenia przestępcy, który twierdził, że jest w posiadaniu obciążających największych tego świata dokumentów, które miały być dowodem na to, że Ci chętnie i regularnie korzystali z oferowanych przez niego "usług".
Donald Trump w ogniu poważnych kłopotów
Jedną z osób, które rzekomo widnieją w niemal mitycznych dokumentach jest sam Donald Trump. Obecny prezydent Stanów Zjednoczonych miał blisko przyjaźnić się z Epsteinem i nawet wymieniać się z nim listami i prezentami przy okazji urodzin. Choć fakt ten nie jest tajemnicą od lat, dopiero teraz zaczął sprawiać Trumpowi problemy. Wszystko to dlatego, że polityk obiecał, że upubliczni dokumenty, związane z przestępcą seksualnym, ostatecznie jednak wycofał się z tego. Oficjalny powód nie jest znany, mówi się jednak, że Trump zdecydował się na taki krok, gdy dowiedział się, że w aktach jest wiele obciążających jego samego treści.
Sytuacja ta doprowadziła do tego, że krytykować prezydenta USA zaczęli nawet jego dotychczasowi zwolennicy. On sam zaś zdaje się nie do końca wiedzieć, jak ma się zachować i niemal przy każdej wypowiedzi zmienia zdanie na temat znajomości z Epsteinem. Obecnie twierdzi, że zdecydował się wrzucić go ze swojego kręgu, gdy przestępca zaczął wykazywać nieodpowiednie zachowania.
Zespół uderza w Trumpa
Do tego, co obecnie dzieje się w amerykańskiej przestrzeni publicznej, w sposób niezwykle otwarty, nawiązał na swoim koncercie zespół Dropkick Murphys. Grupa w niedzielę wystąpiła na festiwalu Warped Tour w Long Beach w Kalifornii, a na setliście znalazł się jeden z jej klasyków, First Class Loser.
To w trakcie jego wykonywania właśnie za plecami formacji wyświetlane były wizualizacje, otwarcie naśmiewające się z Trumpa i wyraźnie sugerujące, że najpewniej pozostawał on w przyjacielskich stosunkach z Epsteinem. W słowach poprzedzających wykon First Class Loser, lider Dropkick Murphys Ken Casey powiedział, że "Następna piosenka jest dedykowana facetowi, który nosi pomarańczowy makijaż, sra w pieluchy, gwałci kobiety, dotyka dzieci. Nosi tytuł „First Class Loser”!".
Zobacz występ poniżej.