Amy Lee jest z pewnością jedną z najbardziej rozpoznawalnych kobiet z rockowo-metalowego świata. Artystka pojawiła się na światowych scenach dwadzieścia lat temu i podjęła się zadania stanięcia na czele nowo powstałego Evanescence. W marcu 2003 roku zespół wydał swój debiutancki album Fallen, który natychmiastowo osiągnął krytyczny i komercyjny sukces. Grupa działa do dziś, przez lata przechodziła liczne i znaczące zmiany w składzie, jej niezaprzeczalną liderką i frontmanką od zawsze pozostaje jednak Amy. Artystka nie ukrywa jednak, że jej początki w branży nie były łatwe...
Walczyć o uznanie w świecie muzyki metalowej
Artystka udzieliła wywiadu magazynowi "Metal Hammer", w którym powróciła do tych najwcześniejszych lat w wielkim świecie. Amy nie ukrywa, że wszystko to wyglądało dużo gorzej, niż wielu się może wydawać. Wokalistka i autorka tekstów mówi wprost, że musiała dosłownie walczyć o uznanie, szacunek, akceptację i bycie traktowaną poważnie. Lee jest zdania, że okładka Fallen, na której znalazła się ona, a konkretnie jej twarz w dużym przybliżeniu, z bliżej niewiadomych powodów, przyczyniła się do tego, że w środowisku rozeszło się, jakoby była ona osobą trudną we współpracy i nieprzyjemną dla innych. Artystka mówi także, że wielki sukces, jaki jej zespołowi zapewnił już debiut sprawił, że zmagała się ona z "syndromem oszustwa" i zaczęła na poważnie wątpić i podważać własne umiejętności i talent. Nie pomagało w tym to, że na swojej drodze spotkała wiele osób, które zdawały się tylko czekać na jej porażkę.
Czułam się tak, jakby ludzie chcieli, żebym poniosła porażkę, zwłaszcza na początku. Myślę, że częściowo chcą zobaczyć, czy jesteś prawdziwa, a kiedy udaje Ci się tak szybko i masz wiele sukcesów w takim tempie, myślę, że z ludzkiej natury wynika to, że niektórzy chcą w tym wybić dziurę. Czułam, że muszę się bronić, że zostałam źle zrozumiana – mam minę twardziela, dziwaczny wyraz twarzy na okładce albumu, więc oczywiście muszę być jakąś suką - mówi Amy w wywiadzie.