Słyszycie to, prawda? Już pewnie gra w Waszych głowach jeden z najbardziej natrętnych kawałków w historii muzyki, którego tak trudno się pozbyć? „Baby… shark, tu du du du”! Nie musicie dziękować. Nasze skojarzenie było takie samo. Zastanawialiśmy się też jakie zajęcia w takim przedszkolu dla rekinków by się odbywały i czy małe rekiny młoty nazywa się pieszczotliwie „młotkami”? „Młoteczkami”? Jakoś tak to dziwnie brzmi. Na szczęście mamy odpowiedzi.
Rekin młot to gatunek pod szczególną ochroną, któremu grozi niebezpieczeństwo wyginięcia. Aktualnie w Czerwonej Księdze gatunków zagrożonych ma on żółtą klasyfikację VU, oznaczającą „narażony na wyginięcie”. Inna nazwa tego gatunku to głowomłot, choć nie przyjmuje się ona jakoś szczególnie w mowie potocznej.
Płytkie wody w okolicach Galapagos to idealne warunki dla rekiniego potomstwa do dorastania. Rekiny młoty są żyworodne, samica rodzi około 20-30 maluchów, które mierzą od 50 do 60 centymetrów i potrafią pływać. Mają też spory apetyt. Zanim dorosną tworzą grupy, które mieszkają w płytszych morskich rejonach. Dzięki temu nie muszą obawiać się ataków innych drapieżników. Odnalezienie takiego przedszkola to bardzo dobra wiadomość, w kontekście ochrony tych pięknych zwierząt.
Największym zagrożeniem dla tego gatunku jest oczywiście człowiek. Mięso tych ryb to popularna potrawa zarówno na świeżo, suszone, solone i wędzone. Zabija się je także na płetwy. Rybacy obcinają je żywym rekinom i następnie wyrzucają zwierzęta za burtę na pewną śmierć. Płetwy są w wielu kuchniach regionalnych przysmakiem. Dodatkowo olej z wątroby rekina to popularny składnik suplementów diety. Medycyna chińska także chętnie wykorzystuje mięso i wątroby rekinów.
Polecany artykuł: