Black Sabbath byli swego czasu uznawani za jeden z najniebezpieczniejszych zespołów na świecie, który imprezuje bardzo destrukcyjnie. Napędzani alkoholem i narkotykami, członkowie zespołu wszczynali burdy i często dewastowali hotele i całe otoczenie. Również dochodziło do lżejszych żartów wewnątrz zespołu, które jak się okazuje, mogły zakończyć się tragicznie. Jedną z takich sytuacji wspomniał Tony Iommi.
Tony Iommi żałuje jednej z szalonych akcji Black Sabbath. O co chodzi?
Black Sabbath znani byli z tego, że lubią robić kawały i żartować, jednak bywało tak, że czasami żarty wymykały się spod kontroli. Jedną z takich sytuacji, wspomniał Tony Iommi, który opowiedział o pewnej sytuacji w wywiadzie dla pisma Teraz ROCK:
Wszyscy wciągnęliśmy się w robienie sobie kawałów i mieliśmy przy tym dużo zabawy. Każda okazja była dobra, żeby pośmiać się z siebie nawzajem. A najczęściej celem żartów był Bill. Jeśli jednak któregoś dnia nie zrobiliśmy mu kawału, pytał: „Wszystko w porządku? Nikt nie zrobił mi dziś kawału”. On to uwielbiał, ale zdarzało nam się posunąć za daleko. Narazić go na niebezpieczeństwo, jak wtedy, gdy pijanego wrzuciliśmy go do łódki i wypchnęliśmy na środek jeziora. Mógł się przecież utopić. To było naprawdę głupie.