Bono napisał to dla żony. Dlaczego cały świat śpiewał to dla Polski?
Mało kto wie, że utwór, który stał się globalnym krzykiem o wolność, narodził się w zupełnie innych, znacznie cieplejszych okolicznościach. Jego korzenie tkwią w intymnej balladzie, którą Bono skroił na miarę swojego serca dla świeżo poślubionej Ali Hewson. Pod palmami Jamajki, w upalnym sierpniu 1982 roku, lider U2 szkicował pierwsze wersy na nadchodzący album „War”, a w jego głowie kiełkowała melodia dedykowana ukochanej.
W pierwotnym zamyśle była to czysta, osobista ballada, a jej echa, jak nieśmiertelne „Chcę być z tobą / Z tobą noc i dzień”, wciąż wybrzmiewają w ostatecznej wersji. Historia sprawiła jednak, że te romantyczne frazy zyskały potężny, drugi wymiar, stając się uniwersalnym pragnieniem wolności i jedności w obliczu brutalnej opresji.
Gdy Bono usłyszał o Lechu Wałęsie, chwycił za mikrofon. Reszta jest historią
Wszystko zmieniło się w legendarnym dublińskim Windmill Lane Studios, gdzie zespół zamknął się, by dać życie nowemu materiałowi. Iskrą zapalną okazały się doniesienia zza żelaznej kurtyny. Obrazy Polski skutej lodem stanu wojennego, z delegalizowaną „Solidarnością”, uderzyły w Bono z całą mocą. Wokalista spontanicznie chwycił za mikrofon i nadał piosence zupełnie nowy, buntowniczy kurs.
Jak przyznał po latach na łamach „Rolling Stone”, to właśnie myśl o internowanym Lechu Wałęsie była zapalnikiem, który odpalił ten twórczy ładunek. Słowa nie powstały przy biurku i nie były efektem chłodnej kalkulacji. To był czysty rock'n'rollowy zryw, improwizowana reakcja na obrazy walki o wolność, które obiegły świat. W ten sposób intymne wyznanie miłosne przeistoczyło się w potężny hymn wsparcia, który niósł nadzieję polskiemu ruchowi oporu.
Ten utwór zrzucił 'Thrillera' z tronu. I przepowiedział ważny zwrot w Polsce
Kiedy „New Year’s Day” uderzył w eter w styczniu 1983 roku, świat muzyki zadrżał w posadach. Singiel stał się pierwszym międzynarodowym pociskiem w arsenale U2, który trafił prosto w serca słuchaczy na całym globie. Numer wbił się do TOP 10 brytyjskiej listy przebojów i, co ważniejsze, przebił się przez pancerz amerykańskiego rynku, debiutując na prestiżowej liście Billboard Hot 100. Jakby tego było mało, premiera miała niemal proroczy wymiar. Los zadrwił z historii, bo tuż po tym, jak zespół zarejestrował utwór, władze w Polsce ogłosiły zawieszenie stanu wojennego dokładnie w Nowy Rok 1983.
Kawałek był zwiastunem nadchodzącej burzy, czyli albumu „War”. Krążka, który sami muzycy określili jako dźwiękowy „klaps w twarz” dla publiczności, zrywający z ich dotychczasowym, bardziej eterycznym wizerunkiem. Ta rockowa ofensywa okazała się na tyle skuteczna, że płyta zrzuciła z tronu brytyjskich list sprzedaży samego Króla Popu i jego „Thrillera”, ostatecznie cementując pozycję U2 jako globalnej siły, z którą trzeba się liczyć.
Dlaczego w tym klipie U2 zagrali nastolatki w maskach? Historia mroźnych zdjęć
Jednak „New Year's Day” to nie tylko potężne przesłanie. To również brzmienie, które na stałe wpisało się w DNA rocka. Puls całego numeru, czyli ta hipnotyczna, motoryczna linia basu, narodziła się z przypadku. Adam Clayton, próbując podczas próby dźwięku odtworzyć akordy z „Fade to Grey” grupy Visage, niechcący stworzył jeden z najbardziej rozpoznawalnych basowych riffów dekady. Gitarowy fundament położył The Edge, wyciskając charakterystyczne, krystaliczne dźwięki ze swojego białego Gibsona Les Paula Custom z 1975 roku. Tego samego, który po latach został sprzedany na aukcji charytatywnej, by pomóc ofiarom huraganu Katrina.
Do legendy przeszedł również mrożący krew w żyłach teledysk, i to dosłownie. Ekipa filmowa wylądowała w grudniu 1982 roku w skutej lodem Szwecji, by nakręcić klip w naprawdę ekstremalnych warunkach. Temperatura dała się muzykom tak we znaki, że w scenach galopu na koniach trzeba było sięgnąć po dublerów. W role Irlandczyków wcieliły się cztery nastolatki w maskach, a cała sytuacja stała się jedną z najbarwniejszych anegdot w historii teledysków, dowodząc, że dla dobrego rock'n'rolla czasem trzeba naprawdę zmarznąć.