To, co wydarzyło się w sobotę 5 lipca na stadionie Villa Park w Birmingham z pewnością na zawsze zapisze się w historii muzyki. Tego dnia właśnie odbyła się impreza pod nazwą "Back to the Beginning", którą zapamiętamy jako tę, na której po raz ostatni na scenie pojawił się i zaśpiewał Ozzy Osbourne, najpierw solo, a kolejno u boku przyjaciół z oryginalnego składu Black Sabbath.
Wydarzenie jeszcze zanim się odbyło, a także w dniach już po, było niezwykle szeroko komentowane ze względu na swoje muzyczne i historyczne znaczenie oraz format. Przypominamy, że w jego ramach wystąpili nie tylko "Książę Ciemności" i pionierzy heavy metalu, ale także Ci i te, których postrzega się obecnie jako kontynuatorów ścieżki przez nich wytyczonej.
"Back to the Beginning" nabrało jeszcze innego znaczenia 22 lipca, czyli w dniu śmierci Ozzy'ego Osbourne'a. Artysta zmarł zaledwie nieco ponad dwa tygodnie po swoim ostatnim występie i choć zapowiedział, że na scenie już go nie zobaczymy, to było jasne, że miał bardzo duże plany, co do innych obszarów swojej kariery.
Robert Plant nie chciał pojawić się na "Back to the Beginning"!
Choć pożegnanie Osbourne'a, Tony'ego Iommi, Geezera Butlera i Billa Warda cieszyło się ogromnym zainteresowaniem, a udział w nim wzięły także inne ikony świata muzyki, to okazuje się, że wcale nie każdy "koniecznie chciał tam być".
Wyraz tego w nowym wywiadzie dla "Mojo" dał Robert Plant! Uznany artysta potwierdził, że otrzymał zaproszenie od Tony'ego Iommi, aby wziąć udział, pojawić się i zaśpiewać na ostatnim występie Ozza i Black Sabbath, nie zdecydował się go jednak przyjąć. Jak wyjaśnił dawny wokalista Led Zeppelin, zwyczajnie nie jest aż tak bardzo na bieżąco z tym, co obecnie dzieje się w muzycznym świecie i po prostu nie chciał być częścią "Back to the Beginning". Jak stwierdził Plant: ". Nie potępiam tego, nie mam nic przeciwko temu. Po prostu znalazłem inne miejsca, które są tak bogate".