Pete Townshend o momencie, gdy zdecydował się porzucić używki i Jimim Hendrixie. Co działo się w erze dzieci kwiatów?

i

Autor: Dave Hogan/Hogan Media/Shutterst/Rex Features/East News Pete Townshend o tym, co działo się w muzyce w dawnych latach

wypowiedzi muzyków

Pete Townshend o momencie, gdy zdecydował się porzucić używki i Jimim Hendrixie. Co działo się w erze dzieci kwiatów?

2025-05-13 12:32

Dla wielu i wiele lata 60. i 70. to do dziś jeden z najciekawszych i najważniejszych okresów w historii muzyki - zwłaszcza rockowej. Czasy te były szczególne i to z wielu względów. To, co działo się w branży muzycznej dekady temu powspominał teraz Pete Townshend z The Who, czyli jednej z ikon rocka tamtych czasów.

Zespół The Who dziś już cieszy się statusem legendy, ale to w latach 60. i 70. grupa osiągnęła status światowej megagwiazdy. Grupa powstała w 1964 roku i zadebiutowała rok później świetnie przyjętym albumem My Generation. Formacja szybko zaczęła udowadniać, że nie jest kolejną typową z terenów Wielkiej Brytanii, a dobitnym podkreśleniem tego stał się jeden z pierwszy albumów koncepcyjnych w historii - słynny Tommy. Płyta stała się sensacją, ale jeszcze większą były kolejne wydawnictwa The Who, na czele z Who's Next, Quadrophenia czy Who Are You.

Nie da się ukryć, że czas istnienia zespołu w tym klasycznym, najsłynniejszym składzie: Pete Townshend, Roger Daltrey, Keith Moon i John Entwistle, sam w sobie był szczególny. To wtedy miała miejsca "era dzieci kwiatów", a serca słuchaczy podbijały, z dzisiejszej perspektywy, ikony muzyki, jak chociażby Jimi Hendrix.

Muzyka rockowa lat 70-tych - zagranica

Pete Townshend o czasach hippisów i Jimim Hendrixie

Teraz dawne czasy powspominał Pete Townshend podczas konferencji w Iconic Images Gallery kilka dni temu. Muzyk opowiedział o obecności The Who na słynnym festiwalu w Monterey w 1967 roku. Jak mówił gitarzysta, to właśnie ten moment, a kolejno wydanie Tommy'ego i występ na słynnym Woodstocku ugruntowały pozycję formacji w Stanach Zjednoczonych.

Dalej artysta więcej opowiedział o imprezie z 1967 roku, skupiając się zwłaszcza na tym, jak duże wrażenie zrobił na nim występ Jimiego Hendrixa. Jak mówi, był jego wielkim fanem i pojawił się na każdym koncercie, jakie ten zagrał w Londynie jeszcze na wczesnych etapach swojej kariery i był podekscytowany gdy dowiedział się, że on również będzie gwiazdą w Monterey. Townshend opowiada, że w środowisku jeszcze przed festiwalem mówiło się o tym, że Hendrix zamierza podczas występu rozbić swoją gitarę, co dla wielu było trudne do uwierzenia. Dalej Pete wspomina, że obawiał się, że The Who będą musieli występować po gitarzyście, co nie uważał wtedy za szczęśliwe, gdyż miał go za wiekszą gwiazdę. Na szczęście kolejność setów zmieniła się, a Hendrix zagrał po brytyjskiej grupie i zgodnie z założeniami, najpierw podpalił, a następnie rozbił swoją gitarę.

Wyszło na to, że zagramy przed Jimim – co mnie ucieszyło – więc byłem na widowni, siedząc obok Mamy Cass, kiedy Jimi wszedł na scenę. Złapała mnie i powiedziała: "On robi to, co ty!". Chciałbym, żeby to była prawda - wspominał gitarzysta.

Porzucić używki

Okazuje się, że słynny festiwal z 1967 roku był kluczowy dla muzyka także z innego względu. Podczas wspomnianej konferencji opowiedział on, że to właśnie po powrocie z USA podjął ostateczną decyzję o porzuceniu używek. Wszystko to ze względu na substancję, jaką dostał od jednego z członków ekipy zespołu Grateful Dead, a która podczas lotu samolotem wywołała u niego wizje, które nieco go przeraziły.

Inna rzecz, która przydarzyła mi się w drodze powrotnej, była nieco bardziej spektakularna. Dostałem małą pigułkę od chemika Grateful Dead o nazwie STP. Przez cały lot powrotny patrzyłem na Roga, który wyglądał jak anioł, i na stewardesę, która wyglądała jak mała świnka. Wróciłem, wylądowałem w Wielkiej Brytanii w środku ery hipisowskiej i postanowiłem już nigdy więcej nie brać narkotyków - stwierdził Pete Townshend.

Sprawdź fakty o płycie "Tommy":