The Liverbirds

i

Autor: Wikipedia

z historii rocka

Mówiono o nich "kobiece The Beatles". Oto, jak potoczyły się losy grupy The Liverbirds

2024-04-09 13:13

Zaczynały w tym samym czasie, gdy Czwórka z Liverpoolu. Razem z nimi popłynęły na fali popularności nurtu Mersey Beat, który zdominował scenę portowego miasta, a potem także listy przebojów na Wyspach. Grupa odniosła kilka naprawdę znaczących sukcesów, jednak przetrwała zaledwie pięć lat.

Gdy zaczynała się ich przygoda z muzyką Liveprool rozbrzmiewał dźwiękami ściąganego przez marynarzy do Wielkiej Brytanii rock and rolla. Kapele grywały w malutkich klubikach po dwa koncerty dziennie, a ich publicznością byli portowi robotnicy oraz załogi statków. Muzyka, która dla nas dziś może wydawać się grzeczna i lekka, wtedy pozwalała się wyszaleć na parkiecie, a jej popularność przypominała punkową rewolucję, na którą przecież trzeba będzie jeszcze czekać 15 lat. Emocji nie brakowało, bo powojenną Europą targały kryzysy polityczne i gospodarcze, które nie omijały Wielkiej Brytanii. Gitarowa muzyka kanalizowała szarzyznę i frustrację młodych, których rodzice nierzadko wciąż tkwili w traumie drugiej wojny światowej. Dziadkowie z kolei mogli opowiedzieć o pierwszej. Więcej o scenie Mersey Beat napisaliśmy tutaj, jednak czas skupić się na jej wyjątkowych bohaterkach.

Muzyka gitarowa byłą domeną mężczyzn. Sam John Lennon, z którym przecież The Liverbirds mijały się na tych samych brytyjskich i niemieckich scenach, miał powiedzieć, że „dziewczyny nie grają na gitarach”. Na szczęście Valerie Gell, Pamela Birch, Mary McGLory oraz Sylvia Saunders nie zamierzały słuchać gwiazdorzenia kolegi i szły swoją drogą. Udało im się zdobyć sporą popularność w Niemczech, zagrały także serię koncertów w całej Europie zachodniej, a nawet w Japonii (choć już nie w pierwotnym składzie). Nazwa grupy pochodziła od stworzenia z herbu miasta Liverpool: połączenia kormorana i orła, nazywanego „liverbird”.

ESKA ROCK: Dzień, w którym The Beatles zagrali razem po raz ostatni. 55 lat od słynnego występu na dachu

Dziewczyny grały standardy, a największy rozgłos przyniosła im ich własna wersja przebojów Bo Diddley’a „Diddley Daddy”. W ciągu pięciu lat działalności wydały dwa albumy i cztery single.

Dziewczyny przeprowadziły się do Hamburga, gdzie święciły sukcesy na scenie. Wszystko szło naprawdę świetnie… do czasu. Na początku Sylvia zaszła w ciążę i niestety pojawiły się problemy zdrowotne. Lekarze stwierdzili, że nie da się pogodzić bezpieczeństwa tej ciąży z ciągłymi trasami i koncertami.

W tym samym czasie Valerie zakochała się w jednym z fanów, który przyjeżdżał na ich koncerty specjalnie z oddalonego o prawie 800 kilometrów Monachium. Podczas jednej z takich tras doszło do wypadku i młody mężczyzna został sparaliżowany. Gdy obudził się w szpitalu powiedział, że tym razem jechał się oświadczyć Valerie. Przyjęła oświadczyny. Sylvia i Valerie nie mogły pojechać do Japonii na trasę. Zastąpiły je niemieckie muzyczki, ale Mary i Pamela stwierdziły, że „są dobre, ale to już nie to”.

Wydawały się zupełnie zapomniane, jednak w 2019 roku powstał musical o ich historii: „Girls Don't Play Guitars”. W produkcję zaangażowano żyjące członkinie grupy, które dołączały do obsady grając na koniec przedstawienia własne przeboje. Gazeta „The New York Times” nakręciła o nich także krótki i wzruszający film dokumentalny. Podkreślają w nim, że choć może nie udało im się osiągnąć takiej sławy jak The Beatles, to zaczęły jako zespół przyjaciółek i tak zakończyły. Rzeczywiście, to piękne osiągnięcie.

Sprawdź poniżej ciekawostki o albumie "All Things Must Pass" George'a Harrisona!