Mający prawie 190 cm wzrostu mężczyzna raczej nie należał do tych, których można było łatwo zgubić w tłumie. Klasyczna młodość w szkole, granie w drużynie futbolowej i miłość do bluesowego grania. Jim zdecydował, że chce żyć z muzyki, ale nie miał łatwo. Najpierw w rodzinnym mieście razem z kolegą otworzył bar, ten jednak splajtował. Po przeprowadzce z Linda Vista w San Diego do Los Angeles wziął się poważniej za granie. Jego żona pracowała w Capitol Records, a on grał po klubach, zawierając przyjaźnie z bardziej znanymi muzykami.
Wytwórnia, gdzie pracowała jego żona nie chciała go wydać, ale szansę dał mu właściciel malutkiego wydawnictwa Monnie – Al Dobbs. W ten sposób ukazał się album „UFO” w 1969 roku, który zawierał popularną wtedy mieszankę rocka, bluesa, country i folku. Rozmarzone, lekko nostalgiczne, melodyjne granie, idealne dla trwającego Lata Miłości w USA. Do tego tematyka rozpalająca wyobraźnię, bo UFO w kulturze popularnej Stanów Zjednoczonych ma swoje osobne miejsce jako przedmiot wielu spekulacji dotyczących tajemnic historii, spisków władzy, wojskowych eksperymentów i wielu innych historii, których pokłosiem będzie choćby popularny serial „Z archiwum X”.
Kolejną płytę, zatytułowaną po prostu „Jim Sullivan” muzyk wyda w 1972 roku w Playboy Records. Niestety żaden z albumów nie przyniósł mu wielkiej sławy i sukcesu, a w tym czasie małżeństwo zaczęło się rozpadać. Proces ten zresztą przyspieszyły problemy muzyka z alkoholem. Postanowił ruszyć do Nashville, gdzie zawodowo śpiewała jego szwagierka Kathie Doran, z którą jeszcze w szkole grał w grupie Survivors. Po drodze zadzwonił do żony, był raz sprawdzony przez policję drogową, a następnie… po prostu zniknął. Ślad po nim urwał się w okolicach Santa Rossa, w Nowym Meksyku. Jakiś czas później odnaleziono jego Volkswagena garbuska oraz porzucone w nim portfel, gitarę, pudełko z płytami oraz ubrania. Samego Sullivana jednak nigdzie nie było.
Od tego czasu piosenki artysty znalazły miłośników, a jego tajemnicza historia rozpala wyobraźnię do dziś. Wielu jego fanów z USA jest przekonanych, że został on porwany przez kosmitów, którzy chcieli uciszyć go za mówienie prawdy na swojej pierwszej płycie. Inni tłumaczą jego śmierć tym, że najprawdopodobniej wyszedł z jakiegoś powodu na pustynię i zgubił drogę. Owszem, jakiś czas później odnaleziono rozkładające się zwłoki, które mogły przypominać proporcjami wokalistę, jednak ich tożsamości nigdy nie potwierdzono. Jak każda dobra legenda, także ta ma otwarte zakończenie.