Gdy w 2017 roku doszło do drugiego w historii rozpadu grupy większość fanów pożegnała się z czwórką kolorowych szaleńców. Wokalista Dez Fafara przyznawał w wywiadach, że paliwo tego projektu po prostu się wyczerpało, a on sam ma tyle na głowie w związku z sukcesem swojego drugiego projektu o nazwie Devildriver, że nie wierzy w przyszłe trasy i albumy Coal Chamber. Dodawał, że podczas pracy nad albumem „Rivals”, który nagrali po pierwszym powrocie na scenę, atmosfera w grupie była zła i między muzykami dochodziło do wielu konfliktów.
W ubiegłym roku wszystko jednak uległo zmianie, gdy w listopadzie Fafara powiedział, że skontaktował się z resztą muzyków i chce reaktywować projekt. Decyzje podjął w dość dramatycznych okolicznościach. Wcześniej bardzo poważnie przechorował zakażenie wirusem Covid19. W jednym z wywiadów przyznał, że znalazł się na krawędzi życia i śmierci. Jego żona wysłała wiadomość reszcie składu, żeby skontaktowali się z Dezem, bo może nie być następnej szansy. Od tego się zaczęło i na szczęście nie skończyło na samych rozmowach telefonicznych. Grupa spotkała się, rozpoczęła próby i właśnie wystąpiła na festiwalu Sick New World w Las Vegas. W rozpisce nie zabrakło oczywiście ich największego przeboju z debiutanckiej płyty – „Loco”. Trzymamy kciuki za zespół licząc, że szybko zawita do Polski.
Polecany artykuł:
