Piosenka pojawiła się na EPce „3 hits from hell”, którą grupa wydała w 1981 roku. Jak na mrocznych punkowców z New Jersey to dość spokojny utwór, bliższy późniejszym dokonaniom Glenna Danziga niż szybkim i wściekłym kompozycjom na „Earth A.D./Wolfs Blood”. Tekst i klimat pasują jednak idealnie: gotycki horror, londyńskie lochy, niepokojący głos wokalisty, dudniący bas i prosty rytm. „London Dungeon” mógłby być opowieścią o prawdziwych duchach i straconych duszach nawiedzających starą stolicę Imperium. Jednak tak naprawdę jest o grupie zbuntowanych dzieciaków, która utknęła na brytyjskim dołku.
Po koncercie w czerwcu 1979 w nowojorskim klubie Hurrah, gdzie Misfits supportowali The Damned, muzycy spotkali się i dogadali z managerem brytyjskich punków. Straszydła z New Jersey miały zagrać z nimi 6 koncertów w Wielkiej Brytanii. Niestety trasa okazała się klapą. Na miejscu okazało się, że The Damned wcale nie spodziewali się, że Misfitsi przyjadą i mieli dogadany inny support. Sprzęt, który zaoferowano do grania Amerykanom był beznadziejny, a na sam koniec nie dostali ani grosza. Po pierwszym koncercie Misfits odwołali kolejne występy z tej trasy.
Zanim jednak wrócili do domu Bobby Steele (gitarzysta) wraz z Glennem Danzigiem (wokal) wybrali się na odbywający się w tym czasie w londyńskim Rainbow Theatre koncert The Jam. Na miejscu zaatakowała ich grupa skinheadów i doszło do bijatyki. Policja zatrzymała obu muzyków. W 1993 roku Steele wspominał, że siedząc za kratkami zasugerował Danzigowi, że to doskonały temat na piosenkę pod tytułem „London Dungeon”. Chłopaki ułożyli melodię mrucząc ją i klepiąc rytm na udach. Na szczęście długo na dołku nie posiedzieli, po bójce 2 grudnia już czwartego byli na wolności. Po koncertach z The Damned zostały przykre wspomnienia, które z pewnością przełożyło się na odejście z kapeli Joey’a Image (perkusja). Jednak punkowcy przywieźli także ze sobą pamiątkę w postaci piosenki, która na stałe wejdzie do kanonu The Misfits.