Aerosmith

i

Autor: 0000554/Reporter

z historii rocka

Ten kawałek Aerosmith nie był udany, dopóki nie pojawił się ten człowiek. Związki zespołu z Desmondem Childem

2024-09-09 10:56

Trudno sobie wyobrazić dorobek amerykańskich klasyków rocka bez „Dude (looks like a lady)". Nie dość, że idealnie sprawdził się w radiu i na koncertach, to jeszcze w najlepszych czasach telewizji muzycznych na teledysk do niego można było trafić praktycznie codziennie. Niewiele jednak brakowało, a kawałek ten wylądowałby na zawsze w szufladzie.

Najczęściej sukces danego utworu zapisujemy na konto jego wykonawcy, tymczasem lista zasłużonych często jest znacznie dłuższa. Nie wystarczy po prostu wymyślić chwytliwy refren, czy wpaść na fajne solo. Do wyciągnięcia maksymalnego potencjału z kawałka potrzeba ludzi znających się rzeczy i z doświadczeniem. Desmond Child to nazwisko, które niejednemu otworzyło drzwi do kariery, a byli też tacy, którym ją uratowało w trudnym momencie. O jego dokonaniach pisaliśmy już naszych łamach, przypomnimy jedynie, że nie byłoby bez niego „Livin' on a prayer" Bon Jovi czy „Poison" Alice'a Coopera.

Jak donosi Ultimate Classic Rock, przywołując rozmowę Childa z Kennym Aronoffem w jego podkaście po raz pierwszy usłyszał "Dude (looks like a lady)" gdzieś na zapleczu sceny między koncertami. Akustyk oraz gitarzysta Joe Perry nagrywali właśnie podkładową gitarę. Gdy wszedł Child muzycy zapytali go, co o tym sądzi. Znali się krótko, a opinia kogoś, który miał już na koncie „I Was Made for Lovin' You" z KISS oraz „If You Were a Woman and I Was a Man" Bonnie Tyler miała dla nich znaczenie.

- Powiedziałem, że uważam że jest naprawdę zła – wspomina Child i dodaje, że dorzucił jeszcze – Nie sądzę by Van Halen dał to na stronę B swojego najgorszego albumu.

Aerosmith - największe przeboje amerykańskiej legendy rocka

Mocne słowa, prawda? W showbiznesie nie ma miękkiej gry, szczególnie jeśli stawki są wysokie, a dla rocka wtedy były najwyższe. Jednak Child nie potępił numeru zupełnie i zaskoczył grupę podejściem. Właśnie wtedy Steven Tyler planował zmienić tytuł i refren obawiając się by nie urazić społeczności LGBT. Dowiedziawszy się o tym Child przekonał grupę, by zostawili tytuł i wers. - Ja jestem gejem i mnie to nie obraża – stwierdził. Co go skłoniło do pracy nad tą piosenką? Jej geneza. Otóż, jak opowiedzieli mu muzycy, historia rozpoczyna się od nich siedzących w barze, a po drugiej stronie ich wzrok przykuła piękna blondynka „z porcelanową skórą, czarnymi paznokciami i platynową grzywą”. Panowie pociągnęli słomki, który podejdzie i zagada, a potem ona się odwróciła i... był to Vince Neil z Mötley Crüe! To właśnie wtedy Steve skomentował, że gość wygląda jak kobieta i tak zostało.

Child zdecydował się wziąć na warsztat kawałek Aerosmith, a oprócz niego pomógł im jeszcze w aranżacji dwóch innych singli: „Angel” oraz „Heart's Done Time". Wszystkie 3 znalazły się na albumie „Permanent Vacation”, który nie tylko doskonale się sprzedał, ale dodał skrzydeł grupie, która dzięki niemu wróci na szczyty list przebojów.

Oto nasz wybór największych przebojów Aerosmith:

Listen on Spreaker.