Slayer i historia powstania Reign in Blood
W 1985 roku Slayer miał już na koncie dwa albumy. Po wydaniu krążka Hell Awaits zespół ruszył w trasę po rodzimych Stanach Zjednoczonych. Muzycy odwiedzili także, po raz pierwszy, Stary Kontynent. O grupie robiło się coraz głośniej. Nic więc dziwnego, że ich twórczością zainteresowały się większe wytwórnie niż Metal Blade.
– Czuliśmy, że przed Slayerem rysuje się wielka przyszłość, a duże firmy już węszyły. Uznaliśmy, że kapela powinna absolutnie podpisać kontrakt z dużym graczem – wspominał Brian Slagel, założyciel i dyrektor generalny Metal Blade (cytat za książką Slayer. Krwawe rządze Joela McIvera).
Jak się okazało: najbardziej skuteczny okazał się Rick Rubin z Def Jam Recordings. Było to zaskoczenie, ponieważ wytwórnia wówczas kojarzyła się wyłącznie z hip-hopem. Członkowie Slayera pierwotnie nie byli chętni na tę współpracę. Dali się jednak ostatecznie przekonać. Kluczowe było spotkanie w garażu... Toma Arayi, wokalisty i basisty zespołu, z udziałem Rubina oraz Glena Friedmana, fotografa i menadżera Suicidal Tendencies. Później wystarczyło tylko rozwiązać obowiązującą umowę z Metal Blade, co ekipie z Def Jama udało się w końcu zrobić.
W styczniu 1986, w Hit City West w Los Angeles, rozpoczęły się nagrania albumu Reign in Blood. Producentem całości został Rick Rubin, który połączył siły z Andym Wallace'em, inżynierem dźwięku. Nie da się ukryć, że szef wytwórni Def Jam wywarł ogromny wpływ na ewolucję brzmienia Slayera. Pierwsze płyty grupy, pod kątem produkcji, nie były do końca udane. Rubin postanowił m.in. pozbawić nagrań wszechobecnego pogłosu, czyli elementu, który był charakterystyczny dla wczesnej twórczości zespołu.
– To przypomina album koncertowy, który został bardzo dobrze nagrany w studiu. Slayer nie brzmiał jak nikt inny, dlatego album brzmi inaczej niż inne albumy metalowe. Oni naprawdę tworzyli swój własny gatunek – wspomniał Rubin w rozmowie z zachodnim Metal Hammerem.
– "Reign in Blood" polegało na precyzji i zgraniu się z Rickiem Rubinem, żeby produkcja albumu rąbnęła cię prosto między oczy. Chyba wtedy ludzie pierwszy raz wyraźnie usłyszeli nagranie thrashmetalowe – i pewnie dlatego ciągle uważają płytę za jedną z najlepszych – uzupełnił gitarzysta Kerry King, cytowany we wspomnianej wyżej książce Joela McIvera.
Za Reign in Blood w całości odpowiadali King z Jeffem Hannemannem, którzy albo dzielili się pracą (jeden pisze tekst, drugi muzykę, choć były też i wyjątki np. Angel of Death to w całości dzieło Hannemanna), albo tworzyli naprawdę wspólnie (przykładami są Necrophobic, Criminally Insane). Gitarzyści wywiązali się z tego zadania w sposób mistrzowski. W marcu nagrywanie materiału dobiegło oficjalnie końca.
Album Reign in Blood ukazał się ostatecznie na rynku 7 października 1986. Był to prawdziwy przełom dla muzyków Slayera. Dziennikarze i fani byli zachwyceni trzecim studyjnym krążkiem grupy. Muzyka metalowa po tej premierze nie była już taka sama! Śmiało można napisać, że te niecałe 29 minut zdefiniowały thrash i dały podwaliny pod jeszcze bardziej ekstremalne gatunki.
Bez wątpienia Reign in Blood to jeden z najważniejszych albumów metalowych, który na przestrzeni lat znalazł się w niezliczonych ilościach zestawień mających za zadanie wskazać najlepsze krążki spod znaku cięższych brzmień. Ale nie tylko. Całość docenili także m.in. dziennikarze New Musical Express, brytyjskiego magazynu, który nie jest przecież kojarzony z metalem. W 2013 umieścili oni Reign in Blood w rankingu, który obejmował 500 najlepszych płyt wszech czasów.
Nic dziwnego. To przecież absolutna klasyka, bez podziału na kategorie...
Jakie ciekawostki skrywa album Reign in Blood? Dowiecie się tego z galerii umieszczonej na samej górze niniejszego artykułu.