Już w ubiegłym roku Slash dał do zrozumienia, że pracuje nad nowym solowym projektem, który muzycznie byłby jednak zorientowany na brzmienie bluesowe. Na początku marca natomiast gitarzysta za pośrednictwem swoich social mediów zaczął teasować nadchodzące szczegóły wydawnictwa. Wszystko stało się jasne w piątek 8 marca w godzinach popołudniowych czasu polskiego, kiedy to oficjalnie ogłoszono, że już 17 maja legenda wyda swój nowy album, zatytułowany Orgy of the Damned. Slash postanowił powrócić do formatu swojego autorskiego debiutu i zaprosił do współpracy całe grono wokalistów i wokalistek, w tym m.in. Billy'ego Gibbonsa, Demi Lovato, Beth Hart, Iggy'ego Popa czy Briana Johnsona.
Slash o współpracy z Brianem Johnsonem
To właśnie głos wokalisty AC/DC słyszymy w pierwszym promującym krążek singlu Killing Floor. Natychmiast po premierze Slash był gościem audycji Audacy Check In, w której opowiedział nieco więcej o swoim nowym projekcie. Gitarzysta powiedział, że decyzja nagrania płyty, na którą złożą się głównie nowe wersje bluesowych klasyków wynika z tego, że to właśnie te brzmienie leży u podstaw jego własnych muzycznych korzeni tym bardziej, że słychać je w grze jego mistrzów, m.in. Erica Clapona, Jeffa Becka czy Jimiego Hendrixa.
Mówiąc o współpracy z Johnsonem, Slash zdradził, że początkowo miał jedynie utwór i myślał, czyj głos pasowałby do niego najlepiej. Zacząć dumać o wokaliście AC/DC, który przecież na początku kariery grywał w zespołach, które skupiały się na wykonywaniu coverów. Panowie skontaktowali się, a Brian natychmiastowo wyraził zgodę na udział w nagraniach. Już po tym, gdy muzyk zaśpiewał swoje partie, w studiu Slasha pojawił się Steven Tyler, który co prawda śpiewać ostatnio nie może, ale zagrał w Killing Floor na harmonijce. Jeśli chodzi o Johnsona, Slash miał do niego pewną szczególną prośbę, o czym opowiedział w rozmowie z Loudwire. Gitarzyście zależało, by wokalista wybrzmiał w numerze zupełnie inaczej, niż w kompozycjach AC/DC:
Brian i ja jesteśmy przyjaciółmi, więc do niego zadzwoniłem. Nie wiedziałem, jakie byłyby kwestie legalność jego robienia czegoś poza AC/DC, ale wszystko wyszło świetnie i on jest po prostu takim słodkim facetem. Było mi bardzo miło wejść do studia i zrobić z nim coś takiego. Rzeczywiście śpiewał to przez sekundę w wyższym rejestrze. Ale to po prostu brzmiało jak AC/DC, więc poprosiłem: "Nie, trzymaj się oryginału", bo on uwielbi tę piosenkę. Była ważną częścią jego dorastania, wiesz? Znał więc piosenkę na wylot, o czym nie miałem pojęcia. Poczuł się dużo lepiej, próbując zrobić to w sposób, w jaki śpiewane jest to w oryginale - mówi Slash w wywiadzie.
Slash i Iggy Pop na jednej płycie!
W utworze Awful Dream usłyszymy natomiast Iggy'ego Popa. Okazuje się, że współpraca Slasha z "ojcem chrzestnym punka" jest niejako efektem przypadku. Gitarzysta tzw. "pocztą pantoflową" dowiedział się, że Iggy zawsze bardzo chciał nagrać coś bluesowego, ale nigdy nie miał okazji. Ponownie, Slash zatelefonował do artysty, a ten odwiedził go w studiu, gdzie zaproponował, że zaśpiewa właśnie klasyk, wykonywany oryginalnie przez Lightnin’ Hopkinsa.
Jeśli chodzi o Iggy’ego Popa, to nagranie było naprawdę wyjątkowe, bo to było coś… to była jedyna piosenka na płycie, która została mi dostarczona jako pomysł przez samego piosenkarza. Innymi słowy, miałem już piosenki i zajmowałem się nimi, ale w przypadku Iggy’ego dowiedziałem się pocztą pantoflową – a właściwie od naszego basisty – że gdzieś przeczytali, że Iggy zawsze chciał zrobić coś bluesowego, ale po prostu nigdy nie miał okazji. Więc zadzwoniłem do Iggy'ego. Dużo pracowaliśmy ze sobą przez lata, zadzwoniłem do niego i powiedziałem: "No cóż, gdyby był utwór, który chciałbyś nagrać, jaki by to był?". I był to "Awful Dream" Lightnin' Hopkinsa, który jest mało znanym utworem ze świata Leftfield. A kiedy tego słuchasz, jestem prawie pewien, że jest to nagranie zrobione pomiędzy ujęciami lub na koniec sesji. Musisz to usłyszeć. To naprawdę nie jest połączone: to coś w rodzaju luźnego jamu. Ale Iggy jest bardzo głęboki i wyraża treści liryczne, z którymi naprawdę się, kur*a, utożsamia. W każdym razie, kiedy robiliśmy tę piosenkę, po prostu siedzieliśmy w salonie w moim studiu, które tak naprawdę jest tylko jednym pokojem – tylko malutkim pokoikiem – i on usiadł na stołku, ja usiadłem na stołku, a Michael Jerome grał na perkusji obok nas i po prostu zrobiliśmy to tam, na żywo. I było to coś, co wiele znaczyło dla Iggy'ego, więc sposób, w jaki to zaśpiewał, był bardzo, bardzo efektowny emocjonalnie - mówi Slash w rozmowie z Audacy Check In.