Płonące talerze i strzały ze strzelby na scenie. Dlaczego Kurt Cobain uwielbiał koncerty The Butthole Surfers?

2025-12-27 16:34

Są koncerty, które zamiast muzyki oferują czysty, niebezpieczny performance. Takie właśnie były surrealistyczne koncerty The Butthole Surfers, gdzie punkowa kakofonia spotykała się z widokiem płonących talerzy. Ich liderem był były wzorowy księgowy, a twórczość zespołu na zawsze odmieniła brzmienie Nirvany.

Kurt Cobain

i

Autor: Dee Cercone/Everett Collection/ East News

The Butthole Surfers podpalali perkusję denaturatem. Tak wyglądał ich koncertowy chaos

Myśleliście, że rock and roll widział już wszystko? Scena lat 80. miała w zanadrzu spektakl, który na zawsze zmienił zasady gry. Mowa o The Butthole Surfers, ekipie z Teksasu, która od 1981 roku serwowała publiczności prawdziwy teatr absurdu. Ich koncerty były psychodeliczną mieszanką punkowej kakofonii i dzikiego performance'u. Znakiem rozpoznawczym stały się płonące talerze perkusyjne. Wokalista Gibby Haynes bez pardonu polewał je denaturatem, podpalał, a następnie uderzał w nie z furią, rozpętując na scenie piekielną kanonadę płomieni. Całość, doprawiona stroboskopami i gęstym dymem, tworzyła atmosferę niebezpiecznego, hipnotyzującego snu, w którym granica między koncertem a chaotycznym happeningiem zatarła się bezpowrotnie.

Ten soniczny i wizualny atak na zmysły stał się ich wizytówką. Do stałych elementów ich show w latach 1986-1989 dołączyły występy nagiej tancerki, Kathleen Lynch, która tylko podkręcała atmosferę kontrowersji i totalnej nieprzewidywalności. Legendarny koncert w nowojorskim klubie Danceteria na początku 1986 roku jest tego najlepszym przykładem. Występ zakończył się po zaledwie pięciu utworach eksplozją totalnego chaosu, w którym nagość i symulowany akt seksualny stały się centralnym punktem przedstawienia. Jakby tego było mało, zespół bez skrupułów wykorzystywał efekty pirotechniczne. Udokumentowano to chociażby podczas występu w Holandii, gdzie wykonaniu utworu „Wreck of the Edmund Fitzgerald” towarzyszyły sceniczne wybuchy, dopełniając obrazu totalnej anarchii.

Grunge’owe kapele wszech czasów / Eska ROCK

Gibby Haynes: od "Księgowego Roku" do strzelania ze strzelby na scenie!

Za sterami tego szalonego cyrku stał Gibby Haynes, człowiek orkiestra, prowokator i niekwestionowany szaman chaosu. Jego zachowanie było równie nieprzewidywalne jak muzyka zespołu. Jego wokal, przepuszczony przez megafon lub tekturową rurkę po papierze toaletowym, brzmiał jak głos z innego, upiornego wymiaru, którym rzucał wyzwanie zarówno publiczności, jak i personelowi klubów. Podczas festiwalu Lollapalooza w 1991 roku jego arsenał sceniczny powiększył się o strzelbę na ślepaki, którą bez wahania odpalał ku przerażeniu organizatorów. Trudno uwierzyć, że ten sceniczny demon, zanim chwycił za mikrofon, był kapitanem drużyny koszykarskiej i zgarnął tytuł „Księgowego Roku”.

Skąd brała się ta nieokiełznana kreatywność? Odpowiedź jest prosta i unosiła się w gęstym dymie nad sceną. Gitarzysta Paul Leary otwarcie przyznawał, że zespół funkcjonował na „stałej diecie marihuany, piwa i kwasu”, co bezpośrednio napędzało ich proces twórczy i sceniczną improwizację. Substancje psychoaktywne nie były dodatkiem, lecz paliwem dla surrealistycznych wizji, które materializowały się podczas koncertów. Ta nieprzewidywalność prowadziła do legendarnych sytuacji, jak ta, gdy nagi Haynes miał rzekomo odstraszyć grupę agresywnych punków. Zrodziła też incydent z udziałem Siouxsie Sioux, która na Lollapaloozie musiała walczyć z wokalistą o strzelbę wycelowaną prosto w głowę gitarzysty.

Dlaczego Kurt Cobain kochał The Butthole Surfers? Ich płyta odmieniła Nirvanę

Publiczność ich kochała albo nienawidziła, a krytycy łamali sobie pióra, próbując ustalić, gdzie kończy się sztuka, a zaczyna czysta prowokacja. Mimo to The Butthole Surfers zdobyli status kultowy i odcisnęli potężne piętno na całym pokoleniu muzyków alternatywnych. Najlepszy dowód ich wpływu? Sam Kurt Cobain umieścił ich album „Locust Abortion Technician” na swojej liście 50 najważniejszych płyt dla Nirvany. Echa ich twórczości słychać do dziś, a szacunek branży potwierdza obecność Dave'a Grohla i Flea w premierowym dokumencie z tego roku, „Butthole Surfers: The Hole Truth and Nothing Butt”, który na nowo przybliża historię zespołu.

Paradoksalnie, ten festiwal chaosu i artystycznej anarchii w końcu zapukał do drzwi mainstreamu. Zespół osiągnął szczyt popularności w 1996 roku z singlem „Pepper”, który wbił się na pierwsze miejsce listy Billboard's Modern Rock Tracks. Jednak ich prawdziwe dziedzictwo nie leży w komercyjnych sukcesach, lecz w ognistych, anarchicznych spektaklach z lat 80., które na zawsze zmieniły definicję rockowego koncertu. Legenda płonących talerzy i psychodelicznego szaleństwa wciąż rezonuje, przypominając, że najgłośniejsze petardy w historii rocka odpala się, przekraczając absolutnie wszystkie granice.

Oto najlepsze albumy według społeczności Discogs. W czołówce Pink Floyd czy Nirvana: