Choć riff gitarowy będzie się kojarzyć przeciętnemu słuchaczowi z szeroko rozumianym brzmieniem rockowym i metalowym, to fakty są takie, że jego historia jest ściśle powiązana także z jazzem, R&B, funkiem, muzyką latynoską a nawet klasyczną! Jednak to właśnie w powiązaniu z ciężkimi brzmienia pojęcie riffu zyskało największą rozpoznawalność. W tym przypadku stanowi on muzyczną podstawę danego utworu, coś w rodzaju jego motywu przewodniego, jest czymś, co ma wyróżnić kompozycję przez to, że pozostanie on w pamięci słuchacza na dłużej. Te najczęściej przechodzą w gitarowe solówki, czyli dla wielu elementy zupełnie obowiązkowe każdego rockowego czy metalowego kawałka.
Czy solówki gitarowe mają jeszcze sens?
O tym, czy tworzenie ambitnych, trudnych do odtworzenia na żywo czy powtórzenia przez mniej wprawnego gitarzystę riffów ma dziś sens, mówi się już od dawna. Przeciwnikiem tworzenia takowych pozostaje chociażby Kirk Hammett, który jest zdania, że nie są one czymś, czego słuchacz obecnie oczekuje, do tego niesamowicie ograniczają one gitarzystę, gdy ten chciałby zaimprowizować na koncertach coś nowego.
A jakie zdanie na ten temat ma Marty Friedman? Uznany amerykański gitarzysta, w latach 1990-200 członek innej thrash metalowej legendy, Megadeth, z którą nagrał te najbardziej kluczowe albumy, z Rust in Peace, Countdown to Extinction i Youthanasia na czele, w wywiadzie dla "Guitar Wolrd" otwarcie stwierdził, że życzy on "powolnej i bolesnej" śmierci tradycyjnym gitarowym solówkom! Friedman mówi, że dziś rynek oczekuje jakiejś innowacji w tym zakresie, a solówki, mające na celu pokazanie wielkich technicznych umiejętności gitarzystów już nikogo dziś nie interesują i na pewno nie przykładają się na przyciągnięcie szerszej publiczności.
Mam nadzieję, że tradycyjne solo gitarowe umrze powolną i bolesną śmiercią. Solówki gitarowe muszą być pomysłowe. Potrzebują czegoś, co przyciągnie uwagę słuchaczy, zwłaszcza tych, którzy nie uczą się grać, a jedynie słuchają. Bo kiedy uczysz się grać, zwykle imponuje ci wszystko, czego nie potrafisz zrobić, prawda? A jeśli jesteś młody i dopiero łapiesz gitarowego bakcyla, te emocje mogą być magiczne. To coś w stylu: "Jak oni to robią!".” Ten element jest niesamowity… ale w oczach większości znaczy to tyle, co nic - powiedział Marty w wywiadzie.
Gitarzysta wyjaśnia swój komentarz
Komentarz Friedmana odbił się szerokim echem w świecie ciężkich brzmień, dlatego też muzyk zdecydował się z niego wytłumaczyć. Dlatego też 'Guitar World" zaprosił gitarzystę do kolejnej rozmowy, w której ten tłumaczy, że od początku miał jedynie na myśli to, że konieczne jest, by brzmienie gitary ewoluowało tak, by móc zachęcać i inspirować nowe pokolenie słuchaczy. Dodaje, że burza wokół jego słów była zupełnie niepotrzebna i wynikała z niezrozumienia przekazu.
W tej odpowiedzi nie podam żadnego sensacyjnego nagłówka. Wiesz, dopóki ludzkość istnieje, będzie chciała słuchać muzyki, która poprawia samopoczucie. [...]. A jeśli solówki gitarowe staną się czymś, co będzie sprawiać przyjemność współczesnym ludziom, to tak właśnie będzie. Staram się dać z siebie wszystko. W mojej muzyce, jeśli jej słuchasz, solówki zawsze miały na celu wywołanie czegoś, nawet, gdy słuchasz całego utworu muzycznego. To wszystko, co mogę zrobić. Ostatecznie to słuchacze zadecydują, czy dany instrument jest modny, czy nie. Ale my, gitarzyści, wszyscy mamy nadzieję, że będzie się to nadal rozwijać. Trwało to dłużej niż saksofon i to dobrze. Ale uwielbiam solówki na saksofonie z lat 50., zwłaszcza solówki na saksofonie Jimmy'ego Wrighta, który był po prostu najbardziej szalonym saksofonistą. I był po prostu, nie wiem, jak Eddie Van Halen na saksofonie w latach 50. Nie wiem jak to opisać, ale wtedy saksofon był gitarą. A teraz to wciąż gitara jest w centrum, ale naszym obowiązkiem jest robić rzeczy, które przyciągną ludzi, żeby chcieli słuchać naszego instrumentu. I takie jest moje stanowisko w tej bardzo, bardzo ważnej sprawie - wyjaśnił muzyk.