Jak gitarzysta Yes utarł nosa gitarzystom całego świata? Pokazał, że liczy się człowiek, a nie sprzęt

i

Autor: 0000554/Reporter

Jak gitarzysta Yes utarł nosa gitarzystom całego świata? Pokazał, że liczy się człowiek, a nie sprzęt

2023-04-05 13:18

Każdy, kto kiedykolwiek próbował swoich sił w graniu muzyki rockowej trafił prędzej czy później na ten spór. Część uważa, że tylko na najdroższym sprzęcie da się pracować, inni odpowiadają, że tak naprawdę liczą się tylko umiejętności człowieka i nawet na tanich rzeczach można nagrywać wielkie rzeczy. To spór, który nigdy nie wygaśnie, ale Steve Howe swego czasu dał nam wszystkim bardzo cenną lekcję właśnie na ten temat.

Jeśli ktoś obudzi nas w środku nocy i każe natychmiast wymienić najważniejsze grupy rocka progresywnego, to jak już go spacyfikujemy (kochamy spać) to na naszej liście znajdą się: Genesis, Marillion, Pink Floyd i oczywiście Yes. To nie koniec, ale te są fundamentem. Gitarzysta grupy Yes, Steve Howe to człowiek instytucja. Nie tylko współtworzył ten zespół przez większość jego kariery, ale także dał się poznać jako wybitny gitarzysta innych stylów, nie tylko rockowego. To on nagrał solówkę flamenco w „Innuendo” zespołu Queen, wydał 15 solowych albumów. Po takim muzyku raczej trudno się spodziewać, że zadowoli się czymś tanim, co można zakupić w każdym sklepie z instrumentami.

Tymczasem, jak donosi Guitar World, genialny gitarzysta nagrywając album Yes pod tytułem „The Quest” miał używać gitarowego wzmacniacza Line 6 Spider oraz jednego z tańszych w swojej klasie multiefektów Boss GS-1. Ale jak to? Wyjadacz, który zjadł zęby na nagrywaniu najbardziej wyszukanego rocka z elementami jazzu, pracował w najlepszych studiach nagraniowych, nagrywał na prostym i budżetowym sprzęcie? Mało powiedziane! Wzmacniacz Line 6 Spider ma opinię amatorskiego, raczej zabawki do domowego ćwiczenia, która nie wytrzymuje konkurencji już z produktami średniej klasy. Jak widać Howe'owi nie przeszkadzało to, jak kto ocenia jego sprzęt, bo swoje nagrał, płyta się ukazała i brzmi wspaniale.

To nie jedyny przypadek, gdy genialny muzyk potrafi wyczarować coś pięknego na sprzęcie, którym „znawcy” gardzą. Na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku wyprodukowano malutki wzmacniacz na baterie. Urządzenie było przeznaczone do ćwiczeń, tak by gitarzyści mogli podłączyć do małego pudełeczka instrumenty i rozgrzewać się przed koncertami lub w trasie. „Pignose” jednak w rękach doświadczonych producentów i muzyków okazał się objawieniem. Na śmiesznym maleństwie nagrywali tacy giganci jak Eric Clapton czy Frank Zappa. Czasami to ograniczenia pozawalają nam w pełni rozwinąć kreatywne skrzydła.

U2 - 5 ciekawostek o albumie “War” | Jak dziś rockuje?