"Iron Maiden. Infinite Dreams" to absolutny must-have dla każdego fana. Recenzujemy ilustrowany album grupy na 50-lecie

2025-11-20 14:44

Brytyjska formacja Iron Maiden w 2025 świętuje 50-lecie istnienia. Muzycy nie poprzestali na jubileuszowej trasie koncertowej, ale także wydali ilustrowany album "Infinite Dreams". To ważące kilka kilogramów wydawnictwo, które przenosi czytelnika za kulisy każdej ery zespołu. Każdy fan Żelaznej Dziewicy powinien po całość sięgnąć!

Iron Maiden

i

Autor: Iron Maiden/ Materiały prasowe

Iron Maiden świętują 50-lecie. Grupa wypuściła ilustrowany album Infinite Dreams

Ciężko sobie wyobrazić świat ciężkich brzmień bez brytyjskiego Iron Maiden. Grupa powstała w 1975 roku, a pięć lat później weszła z drzwiami i z futryną na rynek muzyczny za sprawą debiutanckiego albumu zatytułowanego po prostu Iron Maiden. Zespół, dowodzony od samego początku przez basistę Steve’a Harrisa, który jest także głównym kompozytorem, w miarę szybko zaskarbił sobie sympatię fanów na całym świecie. Największe sukcesy Żelaznej Dziewicy przypisuje się, dosyć słusznie, na lata osiemdziesiąte. Kolejna dekada już tak łaskawa dla muzyków IM nie była. Najważniejsze jednak, że Harris i spółka nie zamierzali się poddawać. Choć ostatnie albumy, wydane w XXI wieku, nie są najwybitniejszym dziełami w dyskografii, to Maideni wciąż wyprzedają największe hale i stadiony, a kolejne pokolenia chcą słuchać ich twórczości.

Mija 40 lat od pierwszych koncertów Iron Maiden w Polsce. "Byli jak z innej bajki"

2025 to bardzo ważny rok w historii zespołu. W końcu mija 50 lat od powstania. Za nami pierwsza część jubileuszowej trasa Run for Your Lives, która zawitała na razie tylko do Europy (w tym do Polski), ale w przyszłym roku będzie ona kontynuowana przez grupę i dotrze ponownie na nasz kontynent, ale również i do Ameryki Północnej. To jednak nie byłoby świętowanie w pełni. Muzycy postanowili sprawić fanom prezent i wypuścili na rynek ilustrowany album Infinite Dreams, który również ukazał się na polskim rynku za sprawą wydawnictwa SQN. Nie będzie pewnie zbytnim zaskoczeniem, jeśli napiszę, że to absolutny "must-have" dla wszystkich szalikowców Iron Maiden.  

Kiedy giganci heavy metalu zabierają się za podsumowanie swojego dorobku, oczekiwania są bardzo wysokie. Infinite Dreams zdecydowanie im sprostało. Powiem więcej: nie spodziewałem się, że to będzie aż tak fascynujące wydawnictwo. A to wszystko za sprawą prezentacji bogatego archiwum, do którego udało się dokopać Harrisowi. "Wiedziałem, że zachowałem wiele rzeczy z początków działalności, ale przetrwały one naprawdę dobrze, a zdjęcia przywróciły je do życia" – powiedział basista jeszcze przed wydaniem albumu. Olbrzymią gratką są właśnie fotografie z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Możemy także zajrzeć do środka pamiętnika Steve’a Harrisa, którego pisał na starcie historii Iron Maiden.

Infinite Dreams jest więc ucztą wizualną. Na ponad 300 stronach znajdziemy mnóstwo zdjęć z koncertów czy oficjalnych sesji. To jednak dopiero początek. Nie zabrakło plakatów, okładek (albumów i singli, każda z nich została omówiona), reprodukcji koszulek (jeśli chodzi o merchandising, brytyjski zespół nie ma sobie równych), a nawet pierwotnych szkiców przedstawiających Eddiego, charakterystyczną maskotkę IM, czy rękopisów. Ponadto analizie poddano instrumenty muzyków, a także elementy scenografii koncertowej. Nie samymi jednak obrazkami człowiek żyje. W albumie Infinite Dreams pojawia się również tekst. Historię zespołu opisano w pigułce. Gdyby chciano skupiać się na wielu szczegółach, to całość nie ważyłaby kilka kilogramów, tylko kilkanaście. Nie jest to zarzut, zważywszy, że na rynku ukazało się tyle książek o Maidenach, że nie ma konieczności się zbytnio powtarzać. Nadmienię tylko, że Polska załapała się w tekście. Wspomniana jest pierwsza wizyta grupy w naszym kraju w 1984, w tym słynny występ na weselu w Poznaniu. Doceniono też fanów ze Szczecina za gorące przyjęcie przed hotelem.

Na koniec muszę wspomnieć, że ciężko nie być zachwyconym sposobem wydania Infinite Dreams. Dołożono wszelkich starań, żeby całość prezentowała się niezwykle okazale. Po przeczytaniu i gruntownym obejrzeniu albumu, mam tylko jedno zastrzeżenie. Najwięcej zdjęć pochodzi z lat osiemdziesiątych, a późniejsze okresy zostały potraktowane trochę po macoszemu. Zwłaszcza ten, kiedy w Iron Maiden wokalistą był Blaze Bayley. Szkoda, że całkowicie brakuje fotografii, które dokumentowałyby chociażby wspominkową trasę Eddie Rips Up z 2005. Nie zmienia to faktu, że Infinite Dreams to pozycja, którą należy mieć na swojej półce, jeśli słucha się Maidenów.

Jeśli świętować 50 lat istnienia, to tylko w takim stylu, jak Żelazna Dziewica. Czytając (lub raczej oglądając) chronologiczną historię IM, możemy poczuć się jak przyjaciel, któremu pozwolono przejrzeć prywatny album z pamiątkami. To genialny przewodnik, który wciąga od pierwszej strony... 

Oto najlepsze albumy Iron Maiden według czytelników "Eski Rock" [TOP10]: