Brama do dziwnego świata. Najgorsze okładki świata #27

i

Autor: Wikipedia

Brama do dziwnego świata. Najgorsze okładki świata #27

2023-01-31 15:41

Główny bohater tej historii nie miał nigdy lekko. Z drugiej strony sam sobie często utrudniał artystyczną drogę. Ten album wzbudzał bardzo mieszane uczucia i choć na widok okładki autentycznie cofa nam się Ptyś wypity w przedszkolu, jego historia nie może się tu nie pojawić.

Kłopotliwe nazwisko 

Na całym świecie nazwisko Beck kojarzyło się przede wszystkim z genialnym, zmarłym niedawno gitarzystą. Jeff Beck grał z The Yardbirds, nagrywał solowe albumy, które wprowadzały do rocka jazz i wiele innych inspiracji, współpracował z chyba wszystkimi gwiazdami szczytów list przebojów USA z lat 70-tych i 80-tych. Po prostu człowiek instytucja.

A ten drugi? No właśnie. „Ten drugi”, bo znacznie młodszy i mający tak samo brzmiące nazwisko, może nie jest ikoną gitary, ale nie można odmówić mu talentu, artystycznej kreatywności i ręki do przebojów. Najlepszym dowodem na to jest „Loser”. To piosenka z 1993 roku nie przestaje być stałym wyposażeniem każdej szanującej się rockowej playlisty. Numer zresztą jest tym ciekawszy, że opowiada prawdziwą historię. Beck w czasie jego nagrywania był praktycznie bezdomny i bez sukcesu szukał swojej drogi do showbiznesu. Znalazł się na jego trzeciej płycie i przyniósł sławę na całym świecie.

Potem jednak było znacznie trudniej, bo artysta nie zamierzał nagrywać kopii tego samego patentu. Jego kolejne albumy mieszające rocka z popem, elektroniką i hip-hopem nie były łatwe do przełknięcia dla fanów żadnego z tych gatunków. Nie znaczy to, że limit sukcesów został wyczerpany bo album „Odelay” z 1996 roku przebił popularnością „Mellow Gold”, na którym znalazł się „Loser”.

Muzyka bez duszy?

Przenieśmy się jednak do 1999 roku, kiedy Beck ma już swoją pozycje na amerykańskim rynku. Wydany właśnie album „Midnite Vultures” w mieszance stylistycznej oddala się od rocka, a obok hip-hopu i elektroniki pojawia się funk, a nawet r&b. Jedno jest pewne: Beck idzie swoją drogą i robi muzykę po swojemu. Albo bierzesz, albo nie, albo rozumiesz, albo nie. Płyta nie osiągnęła tak wielkiego sukcesu jak poprzednie, ale sprzedała się w zadowalający sposób, krytycy raczej też podeszli do niej pozytywnie. Nie brakowało jednak uszczypliwości: że piosenkom brakuje duszy, że brzmi to wszystko jak wymuszony dowcip snobistycznego hipstera. Rzeczywiście coś w tym jest, bo czuje się radość artysty z eksperymentowania, jednak trudno jest odpowiedzieć na najprostsze pytanie, które nie powinno w muzyce rozrywkowej padać: „po co?”

Sztuka niebezpieczna

Dewastująca siatkówkę oka okładka sprawy nie ułatwia. Żarówiasta zieleń, róż, dziwne postaci przypominające gumowe sex-lalki oraz obcisłe różowe spodnie… Obrazek, którego zapach jesteś w stanie poczuć w głowie. Czy da się go zrozumieć? Mamy swoje interpretacje, ale nie chcemy Wam ich narzucać, tutaj pozostawimy Wam wolne pole do popisu. Jest jednak coś, co może pomóc w rozpracowaniu konceptu stojącego za taką pracą: osoba autora okładki.

To bardzo ciekawy człowiek, który oprócz realizowania się na polu plastyki, jest aktywnym muzykiem i performerem. Japoński artysta Yamantaka Eye jest znany wszystkim, którzy zapuścili się w tajemnicze i mroczne rejony eksperymentów muzycznych spod znaku drone, noise oraz danger music. Antymuzyczna elektronika, ekspresja artystyczna poprzez dekonstrukcję dźwięku oraz samego instrumentu, a czasem nawet całego klubu – to narzędzia, którymi posługują się tutaj artyści. Eye zaangażowany był między innymi w projekt Hanatarash, uznawany za jeden z najbardziej niebezpiecznych zespołów świata. To podczas jego koncertu wokalista przebił się przez ścianę klubu buldożerem, wjechał nim na scenę i śpiewał z obracającej się maszyny. Na występach Hanatarash naprawdę mogło się Wam coś stać, w końcu to była prawdziwie niebezpieczna muzyka – danger music.

Eye współpracował także z Naked City oraz Painkiller. To projekty Johna Zorna, amerykańskiego kompozytora, jazzmana, który potrafił połączyć takich dziwaków jak Eye ze sceny noise, on sam z jazzu, Mick Harris (Napalm Death) i Mike Patton (Faith no more) ze świata metalu i rocka. W galerii takich osobistości nie może się urodzić prosta, lekka i przyjemna sztuka. Najsłynniejszą grupą Eye było jednak japońskie Boredoms. Dziwny, psychodeliczny, kompletnie odjechany noise rock z Kraju Kwitnącej Wiśni jest tym czego potrzebujecie, jeśli myśleliście, że już wszystko słyszeliście i nic Was nie zaskoczy.

Jeśli po tej muzycznej podróży przez japoński świat noise’u, który ledwie zarysowaliśmy na horyzoncie naszego tekstu, wrócicie do muzycznych eksperymentów Becka będziecie czuć się jak ktoś, kto z kolejki górskiej Formula Rossa przesiadł się gondoli w Tunelu Miłości. Nic już nie będzie takie samo, ale przynajmniej zobaczyliście kawałek świata, z którego przybył artysta odpowiedzialny za tę okładkę.

Nie będzie to ostatni raz gdy Beck zaskoczy ilustracją swoich fanów. Na płycie „The Information” z 2006 roku na okładce znajdzie się pusta przestrzeń, a do CD dołączone będą naklejki. To odbiorcy mieli zdecydować co i w jakiej kompozycji będzie ozdabiać kupiony przez nich album. Sam Beck tłumaczył to chęcią stworzenia wrażenia interaktywności oraz by żaden z albumów nie był taki sam.

PALAYE ROYALE chcą stworzyć swój obwoźny cyrk? Sebastian Danzig dla Eska Rock