Niektórym znanym zespołom rockowym udało się to dosłownie. Choć w swoich rodzinnych krajach mogli liczyć co najwyżej na zapełnianie średniej wielkości klubów, to w Kraju Kwitnącej Wiśni sprzedawali wielkie hale koncertowe i setki płyt.
W 1977 roku na przykład amerykański żeński zespół The Runaways, od którego rozpoczną się kariery Joan Jett oraz Lity Ford, próbował z całych sił przebić się na rodzimym rynku. Niestety, nie było im łatwo, a tymczasem w Japonii dziewczyny były po prostu uwielbiane, a ich płyty sprzedawały się na równi z The Beatles i Led Zeppelin.
Hard rockowa grupa Mr Big to kolejny przykład takiej historii. Zespół, który nagrał w swojej karierze prawdziwy kawał doskonałej muzyki, w USA stał się niewolnikiem sukcesu jednego przeboju: „To be with you”. Dodajmy, że naprawdę pisali i nagrywali lepsze rzeczy, ale sukces tej „radiówki” przylepił im łatkę rockowego boysbandu i zaszufladkował. Tymczasem właśnie w Japonii doceniono ich za całokształt doskonałego repertuaru i prawdziwie cyrkowe popisy muzyków.
The Scorpions na scenie są od 1965 roku. Do lat 80-tych i 90-tych ich kariera w Europie, a co dopiero USA, niespecjalnie nabierała tempa. Zapisali się w pamięci oczywiście słynnymi balladami „Wind of change” czy „Send me an angel” ale raczej nie mogli liczyć na pozycję kultowej kapeli. Co innego w Japonii, tam już pod koniec lat 70-tych mieli bardzo mocną pozycję i często wracali do tego kraju.
Polecany artykuł:
A na koniec grupa, którą w końcówce XX wieku przypomniał światu Quentin Tarantino odkurzając klasyki surf-rocka amerykańskiego. Pośród nich jest grupa The Ventures, których „Wipeout” znają wszyscy, ale poza tym? No właśnie. Tymczasem grupa, która niespecjalnie sprzedała się na rodzimej ziemi, doskonale „chwyciła” w Japonii i przez około 40 lat zagrała tam przeszło 2 tysiące koncertów!
Wniosek? Przede wszystkim dla twórców, muzyczek i muzyków: grajcie, bo nigdy nie wiadomo, po której stronie Oceanu znajdą się ludzie, którzy docenią Waszą muzykę!