Wokół Guns N' Roses, już od samego początku obecności formacji na muzycznym rynku, krążyły rozmaite legendy. Grupa osiągnęła kolosalny sukces już za sprawą swojego debiutanckiego Appetite for Destruction. Jedna płyta, z której pochodziło kilka rockowych hymnów wystarczyła, by z grupy młodych muzyków uczynić jeden z najgorętszych hard rockowych zespołów końcówki lat 80.
Już na tym etapie w branży krążyły opowieści o hulaszczym trybie życia Axla Rose'a, Slasha, Duffa McKagana, Stevena Adlera i Izzy'ego Stradlina. Panowie owszem, nie szczędzili sobie używek, a czas spędzali w towarzystwie najpiękniejszych kobiet. Najwięcej kontrowersji dotyczyło jednak w przeważającej mierze osoby wokalisty.
Rasisia, antysemitza, ksemofob i w ogóle wszystko, co najgorsze?
Pogłoski o piciu, korzystaniu z substancji psychoaktywnych to jedno. Niebezpiecznie wokół Gunsów zrobiło się w 1988 roku, wraz z wydaniem drugiej studyjnej płyty. To właśnie na G N' R Lies znalazł się ta szeroko komentowany tuż po premierze krążka kawałek One In a Milion. To za sprawą tekst tego numeru grupa, a zwłaszcza Axl, którego doświadczeniami został on zainspirowany, została oskarżona o rasizm, homofobię i natywizm. Już rok później Rose w wywiadzie dla "Rolling Stone" tłumaczył, że nie uważa, żeby zrobił coś złego i użył słów, z których chętnie korzystali również inni wykonawcy - na przykład za życia John Lennon.
Z biegiem lat tych kontrowersji wokół Axla robiło się coraz więcej. Muzyk zaczął uchodzić za osobę nieprzewidywalną, skorą do kłótni, awantur i obrażania innych. W pewnym momencie wydawało się, że na jego celowniku znalazła się też Polska i ludność żydowska - jednak czy aby na pewno?
Trudna sztuka tłumaczenia
Od lat wyjątkowo często powtarzaną w naszym kraju plotką, jak bumerang powracają przy okazji koncertów grupy, jest to, jakoby Axl był wręcz wrogów tak mieszkańców naszego kraju oraz ludności żydowskiej. Wszystko to wzięło się z wypowiedzi wokalisty, która miała paść z jego ust jeszcze w latach 80. przed jednym z koncertów, co sugeruje Mick Wall w książce Ostatni giganci. Prawdziwa historia Guns N' Roses. Do tej pory nie są znane dokładne okoliczności, w jakich wokalista miał wypowiedzieć słowa: "I will never play for polished jews!", które tu, nas Wisłą zostały zrozumiane dosłownie, jako: "Nigdy nie zagram dla Polaków i Żydów".
Faktem jest, że Axl nie to miał tu na myśli. Chodzi konkretnie o zwrot "Polished jews" (w dosłownym tłumaczeniu: "polerowani żydzi"), który absolutnie nie ma nic wspólnego z naszym krajem, a stanowi on potoczne określenie na bogaczy, maklerów z Wall Street. Rose szczególnie mocno sprzeciwiał się graniu przed takimi odbiorcami, zwłaszcza w początkach kariery Gunsów, do czego w jakimś stopniu grupę przymuszał jej ówczesny menedżer Alan Niven, który chcąc rozpromować początkujący zespół próbował jej bookować koncerty nawet w takich miejscach, jak nowojorski "The Ritz". Powtarzana od lat plotka wzięła się więc zwyczajnie - z błędnego tłumaczenia.