Nie sposób nie zacząć wywiadu od pytania, które towarzyszy nam wszystkim. Jak radzisz sobie w trudnym czasie pandemii? Jak sytuacja na świecie wpłynęła na Ciebie?
No cóż, pandemia pomogła mi się wyciszyć w domu oraz pokończyć zaczęte projekty. Nagrać dwie solowe płyty i dwa single. Nie wywróciła mojego życia do góry nogami, nie zmieniła do końca moich planów.
Podkreślasz to w wywiadach, że pochodzisz z Węgorzewa, co w pewien sposób jest też inspiracją do muzyki na nowym albumie. Czy słynny festiwal w Węgorzewie wpłynął jakoś na Ciebie? Jakie masz wspomnienia z tą imprezą?
Festiwal? O matko! (śmiech). Pamiętam pierwsze węgorzewskie festiwale te z 1992 i 1993 roku. Sam nawet wystąpiłem w 93 roku ze swoimi dwoma zespołami, Decay i Xanadu. A potem jeszcze raz z Xanadu w 94. To były moje pierwsze występy przed dużą publicznością. Być może wpłynęło to jakoś na moja psychikę. Pamiętam też, że tak jak w 93 roku byłem mocno zestresowany, tak w 94 roku nie chciało mi się nawet skończyć tekstu do jednego z utworów i na scenie „improwizowałem po polsku”. Zapiąłem sobie też krzywo guziki w koszuli. Kompletna olewka (śmiech). Festiwal w Węgorzewie z pewnością wiąże się u mnie z dobrymi wspomnieniami. Te pierwsze edycje w latach 90-tych były świetne. Tam był taki surowy duch Jarocina. Potem się to zepsuło. Do tej pory mamy w głowie świetne rockowe koncerty Perfectu i Maanamu. Pamiętam, że odszczekałem wtedy wszystko co złego mówiłem na ich temat.
Nowa płyta Lunatic Soul wydaje się mocno folkowa. Jak bardzo było to zamierzone? Czy to wyszło naturalnie?
Wszystkie moje płyty są zamierzone. Chyba, że robię takie spontany jak elektroniczne „Lockdown Spaces” . Folk miał być teraz, bo miałem w planach zieloną okładkę i las na niej. Chciałem więc i leśną muzykę zrobić. Ale nie taką celtycką tylko taką moją, słowiańską. I trochę wikingową. Folk jest mi bardzo bliski. Ale ten taki bardziej w klimatach Dead Can Dance, „Passion” Petera Gabriela czy szwedzkiego zespołu Hedningarna. A że „gabrielowo” już było, to teraz przyszedł czas na surowe słowiańskie i skandynawskie klimaty.
Podkreślasz, że ten album jest ''potężny'' i że wcześniej Lunatic Soul, było czymś obok, by nie przeszkadzać Riverside. Czy teraz się to zmieniło i projekt stanie się czymś na równi?
Dla mnie Lunatic Soul jest na równi z Riverside. Pod względem artystycznym na pewno. A wręcz powiem nawet, że w Lunatic Soul mam o wiele większe możliwości eksperymentowania muzycznego niż w Riverside. Riverside to zespół progrockowy, progmetalowy, który porusza się w pewnym muzycznym obszarze, nakreślonym przez takie zespoły jak Pink Floyd. Wydaje płyty i jeździ na trasy koncertowe. Czasami eksperymentuje bardziej muzycznie („Eye of The Soundscape”). Lunatic Soul to solowy projekt studyjny, gdzie poruszam się po obrzeżach rocka, ambientu, muzyki orientalnej, muzyki elektronicznej, muzyki filmowej i ostatnio jeszcze bardziej folkowej. Mogę więc sobie pozwalać na znacznie więcej. Fakt, że zrobiliśmy sobie w tym roku z Riverside przerwę, pomógł mi mieć więcej czasu na ukończenie nowej płyty Lunatic Soul, który do tej pory zawsze nagrywał w riversajdowych przerwach koncertowych. No i między innymi dzięki temu mam tu trochę więcej wigoru niż na wcześniejszych lunatycznych albumach (śmiech).
Słuchając nowego albumu, Lunatic Soul, ma się wrażenie, że to właśnie taki trochę album filmowy. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Pewnie nie było to zamierzone, ale bardziej mnie ciekawi, co ostatnio nie tyle gra w Twoich głośnikach, ale co oglądasz? Czy jakieś inspiracje filmowe, przełożyły się na muzykę?
Ja przede wszystkim wychowałem się na muzyce filmowej, instrumentalnej i muzyce elektronicznej. Ukształtował mnie Vangelis, Tangerine Dream, Jean Michel Jarre, Mike Oldfield. To wszystko przejawia w mojej muzyce i stąd te filmowe zapędy. Z nowej muzyki filmowej słucham Maxa Richtera, Hansa Zimmera. Jeśli chodzi o oglądanie to jestem kinomanem. Ostatnio wiadomo, również staram się oglądać telewizję, w której pojawiają się reżyserzy kinowi. Niedawno nadrobiłem w końcu Młodego i Nowego Papieża i jest to artyzm wysoce interesujący. Jestem również graczem i gry video również mnie inspirują. Lunatic Soul jest np. dosyć mocno związany z serią „Dark Souls” , którą uwielbiam.
Trudno pytać w takim czasie o plany, jednak zastanawiam się co dalej? Masz wizję, co będziesz robić w najbliższych miesiącach muzycznie/artystycznie?
Mam wizję. Jak zwykle wszystko sobie rozpisałem na najbliższe dwa, trzy lata. Ale czy pandemia na to pozwoli, zobaczymy. Pewne jest to, że wracamy z Riverside do sali prób i będziemy komponowali nowy album. Z pewnością wypuszczę coś kolejnego na Bandcampie jako Mariusz Duda. Nowy, finałowy Lunatic planuję zaś gdzieś w okolicach 2023 roku ;)
Rozmawiał: Dominik Pajewski