Dlaczego dawni artyści malowali tak dziwacznie koty? Jest na to teoria

i

Autor: YouTube

Dlaczego dawni artyści malowali tak dziwacznie koty? Jest na to teoria

2023-11-24 10:35

Nie samą sztuką najnowszą człowiek żyje, a rock nie raz czerpał z tradycji średniowiecznych artystów, zarówno w melodiach jak i w tekstach i oprawach graficznych wydawnictw. Jest w sztuce średniowiecznej jedno zagadnienie, które do dziś nie przestaje pozostawać zagadką: dlaczego oni tak strasznie wtedy malowali koty? Nie jest tak, że artystom brakowało warsztatu ani modeli. Dlaczego zatem?

Coś z tym wyobrażeniem kota w sztuce jest rzeczywiście nie tak. Oczywiście dzisiaj mamy odchylenie w drugą stronę i internetowy zalew ślicznych kotków i powiązanych z nimi rysunków od mniej więcej 15 lat pozostaje nie do zatrzymania. Jakże trafnie skomentowali to twórcy przewspaniałej piosenki „Heavy metal cats”, nawiązującej do „Enter sandman” Metalliki.

Dlaczego zatem te sympatyczne futrzaki miały taką złą prasę w dawnych czasach? Przyglądając się znanym obrazom z różnych epok można naprawdę odnieść wrażenie, że albo malarze kolektywnie nie lubili kotów, albo był to czas, gdy hodowano jakieś inne, nie bardzo znane dziś rasy. Naprawdę dziwne rasy.

Czy to gotyk, czy Bizancjum, czy renesansowe dzieła – wszędzie te zwierzęta wyglądają jakby były co najmniej chore, a czasem wręcz niedorozwinięte. Rzucają się w oczy tym bardziej, że często pojawiają się na obrazach dowodzących naprawdę ogromnego kunsztu, bezsprzecznie pięknych. Czy jest to zatem wyraz niechęci do kotów jako gatunku? Czyżby wszyscy artyści przez setki lat historii mieli z nimi problemy? To także trudne do przyjęcia. Jest jednak pewna teoria, które może pomóc rozwiązać ten problem.

Udomowienie kotów przebiegało z obu stron gładko i z korzyściami. Ludzie mogli liczyć na pomoc w walce z gryzoniami, jak tylko zmienili tryb życia z łowieckiego na osiadły i skupiony na rolnictwie. Koty natomiast, pilnując ludzkich osiedli, miały zawsze dostęp do atrakcyjnych terenów łowieckich. Dziś chwalimy się, że udomowiliśmy te zwierzęta, ale prawda jest taka, że udomowiły się same, a my na tym skorzystaliśmy. Niektóre kultury podniosły to nawet do rangi sakrum. Przykładowo: w starożytnym Egipcie miały status świętych zwierząt bogini Bastet, u Wikingów symbolizowały Freyę, boginię płodności.

Gdy nastał czas dominacji chrześcijaństwa inne religie traktowane były przezeń jako niebezpieczne formy oddawania czci nieczystym siłom. Bóg mógł być tylko jeden i oczywiście był nim tylko ten chrześcijański, pozostałych uznano za podszywające się pod niego demony i złe moce. Wraz z nimi ta demoniczna łatka przylgnęła do ich atrybutów i rytualnych symboli, także zwierzęcych. Z pewnością pamiętacie opowieść o złotym cielcu, którego naród wybrany miał w pewnym momencie wybrać i oddawać mu cześć, zamiast Boga, w którego wiarę postulował Mojżesz. Bydło jako symbol bogów było obecne w wielu przedchrześcijańskich religiach, zatem zrozumiałe jest, że podczas boju o dusze wyznawców rozwijająca się religia za wszelką cenę chciała zdyskredytować inne. Dlatego cielec stał się symbolem bałwochwalstwa.

Podobnie z kotem, który w starożytnych kulturach uznawany był za sojusznika. W chrześcijaństwie zyskał status sprzymierzeńca demonów, istoty zdradzieckiej, pysznej i samolubnej. Towarzyszył zdrajcom, złoczyńcom, czarownikom, a przede wszystkim czarownicom. Najprawdopodobniej dlatego właśnie miał taką „złą prasę” w ikonografii kultury zdominowanej przez chrześcijaństwo. Trudno się zatem dziwić, że był przedstawiany w tak paskudny sposób. Niestety przełożyło się to na szereg okrutnych zwyczajów i tradycji dręczenia, a nawet zabijania tych zwierząt. Niektórzy mówią, że na koty zrzucano nawet winę za epidemię dżumy. To szczególnie absurdalne gdy dziś wiemy, że jej roznosicielkami były pchły rezydujące na szczurach. Naturalnym wrogiem tych ostatnich jest kot, zatem jeśli ich populacja spadała przez nienawiść ludzi podżeganych przez duchownych, gryzonie nie miały naturalnego regulatora populacji i mogły spokojnie roznosić pchły i zarazę.

Na czym tak naprawdę zatem polega ludzki problem z kotami? Otóż odpowiedź jest dokładnie taka sama jak w przypadku psów, których los także bywał i dalej bywa strasznie dramatyczny (bywają symbolami przyjaźni i oddania, ale także traktowane jako istoty brudne, głupie i podłe): antropomorfizacja, czyli przypisywanie ludzkich cech zwierzętom. Gdybyśmy po prostu uznali, że są to zwierzęta i rządzi nimi ich własna logika, zamiast projektowali na nie ludzkie uczucia i zachowania, nie stosowalibyśmy także do nich ludzkich zasad, praw i wymagań. To pozwoliłoby uniknąć przesady w obie strony: zarówno w zrównywaniu ich z ludźmi pod względem psychiki czy intelektu (choć nikt tego zwierzętom nie odmawia, ale działają one inaczej niż u nas), ale także dodawania im fikcyjnych ról, cech i atrybutów (jak robiły to religie przez wieki). Wystarczy, że kot będzie kotem, pies psem i już. Są przecież wystarczająco kochane i potrzebne.

Till Lindemann - 6 najlepszych solowych numerów artysty / Eska ROCK