DEFIL: Ta gitara zbudowała rocka w PRL. Zdzierali na niej palce najlepsi

i

Autor: Wikipedia / Flickr / Adam Mirowski

DEFIL: Ta gitara zbudowała rocka w PRL. Zdzierali na niej palce najlepsi

2023-05-25 16:11

To były instrumenty, o których nie dało się zapomnieć, choć niektórzy naprawdę chcieli. W czasach, gdy zdobycie gitary elektrycznej zachodniej marki, takiej jak Gibson czy Fender graniczyło z cudem, trzeba było grać na tym, co było dostępne. Polacy nie gęsi, swe gitary mieli. Dziś, po prawie dwóch dekadach od zamknięcia produkującej je fabryki nie brakuje osób, które z sentymentem do nich wracają.

Ta historia rozpoczyna się pod koniec XIX wieku, gdy w okolice Lubina zajechali dwaj bracia mający pod sobą zakłady F. Langer & Co. Oskar oraz Langer Gadebusch szukali terenów bogatych w lasy i siłę roboczą, lepiej nie mogli trafić. To właśnie wtedy na Dolnym Śląsku powstał najpierw tartak, a następnie, w latach międzywojennych, fabryka. Jak przytacza Lubiński Magazyn Informacyjny elubin.pl rocznie produkowano tam aż 20 tysięcy mechanizmów do fortepianów i pianin. Berlińska fabryka tego samego właściciela zatrudniała 200 osób, podczas gdy w Lubinie pracowało ich około 700. Była to przemysłowa duma regionu. Niestety wicher dziejów wiał centralnie w dziób temu przedsięwzięciu i po II wojnie światowej fabryka przeszła w ręce Zjednoczonych Zakładów Przemysłu Muzycznego. Nie byłoby szans by niemieccy właściciele w latach powojennych mogli realizować swoje interesy w odradzającym się po koszmarze wojennym kraju. To wtedy fabryka dostała nową nazwę: Dolnośląska Fabryka Instrumentów Lutniczych DEFIL w Lubinie.

Lubińska fabryka tworzyła wiele rodzajów instrumentów. Powstawały tu gitary akustyczne, elektryczne, mandoliny, a także pianina. W czasach komunistycznych Polska była odcięta instrumentów z Zachodu, zatem potrzebne były alternatywy dla działających tu muzyków we wszystkich gatunkach. Choć rock’n’roll był na cenzurowanym, to jazz i bigbit miały się dobrze, a z czasem nadejdzie także blues oraz zbuntowane pokolenie punkowców. Na czymś trzeba było grać.

W tak zwanych demoludach dostępne były czeskie gitary Jolana, radzieckie Aelity, Formanty, Urale i Toniki (ta ostatnia dziś uznawana jest przez wielu za najbrzydszą gitarę świata) oraz bułgarskie Orfeusy. Dla polskich muzyków Defil często był jedyną dostępną w dostępnej dla nich cenie alternatywą. Przygodę z Defilami wspominał między innymi Jerzy Styczyński (DŻEM) w rozmowie z Ryszardem Kramarczykiem, na kanale Kramuz. Legenda polskiego bluesa zaczynała na akustycznej HS-1.

- Nie było żartów – mówi, pokazując na podstrunnicę, od której twarde struny potrafiły być oddalone na tyle, że by grać należało mieć dłonie jak imadła.

Na tych gitarach grywał także inny znany gitarzysta, który zapisał się w historii jako pionier polskiej hard rocka i heavy metalu, czyli Andrzej Nowak.

- W tym czasie trudno było dostać zdjęcie, a co dopiero plakat zachodnich zespołów – mówi Nowak w rozmowie ze Zbigniewem Weremą – Nikt nie marzył o super zawodowych, kultowych gitarach, ale wszyscy marzyli o defilach. Do dziś pamiętam wyświechtaną od nosów tłustych i warg oślinionych szybę na rynku w sklepie muzycznych. Stało się z nosem przyklejonym do szyby i patrzyło na nieosiągalne wtedy gitary.

To były lata siedemdziesiąte. W kolejnej dekadzie instrumenty te można było zobaczyć choćby w rękach przyszłych legend polskiego punka, jak choćby tutaj, na zdjęciach grupy Sedes podczas festiwalu w 1983 roku.

Gitara Defil Lotos znalazła się także na okładce EPki grupy DePress zatytułowanej „Madness”, z roku 1998. Modelem, który do dziś cieszy się szczególnym zainteresowaniem kolekcjonerów i miłośników gitarowych ciekawostek jest Kosmos. Była to gitara skopiowana z pomysłu amerykańskiego Gibsona Moderne, czyli bardzo odważna i nowoczesna pod względem kształtu. W latach 80-tych była ulubionym instrumentem tych, którzy chcieli wyglądać bezkompromisowo na scenie, zatem pojawiała się w składach punkowych i metalowych.

W czasach transformacji ustrojowej rynek bardzo powoli, ale jednak otworzył się na instrumenty zza Żelaznej Kurtyny. Przedsiębiorstwo upadło, fabryka została zamknięta, a jej piękny zabytkowy budynek niszczeje.

Druga dekada XXI wieku przyniosła, wraz z falą nostalgii, ponowne zainteresowanie defilami. W warszawskim Pałacu Kultury w 2016 roku otwarto wystawę gitar z kolekcji basisty zespołu Papa Dance Waldemara Kuleczki. Po pewnym czasie przeniesiono ją na ulicę Wiktorską. Odbywają się także zloty fanów tych instrumentów, na YouTube można znaleźć wiele materiałów poświęconych ich renowacji. O fabryce powstał także film dokumentalny, w reżyserii Zbigniewa Weremy, który Wam gorąco polecamy.

Muzyka rockowa lat 70-tych - zagranica