Shane MacGowan

i

Autor: LEON NEAL/AFP/East News

Zmarł Shane MacGowan. Wokalista The Pogues miał 65 lat

2023-11-30 15:20

To jedna z tych kapel, która zawsze szła pod prąd. To jeden z tych artystów, którego nigdy nie pożarła cukierkowa popkultura. Nawet gdy pojawił się w TV to promował alternatywny tryb życia. Celtycko-punkowy sznyt jego muzyki, dziwaczna, szalona sztuka, dramatyczne przejścia z narkotykami i alkoholem i jednoczesna wrażliwość artystyczna – to wszystko składa się na nieoczywisty obraz niespokojnej duszy MacGowana.

Jak donosi The Times, 65-letni muzyk zmarł w otoczeniu swojej rodziny. Od kilku miesięcy leczył się w dublińskim szpitalu na wirusowe zapalenie mózgu. W tym tygodniu opuścił klinikę i wrócił do domu, gdzie miał świętować swoje urodziny 25 grudnia.

Irlandzka muzyka jest uwielbiana i wykonywana na całym świecie. Jednak nikt tak nie potrafi oddać jej lekkiej melodyjności połączonej z chropowatym, zawadiackim i pijackim klimatem, jak rodowici Irlandzycy. Choć nie brakuje tu lirycznych ballad, to przecież przede wszystkim energetyczne granie krewkich marynarzy, żołnierzy i awanturników rozrabiających w karczmach i tawernach. Jeśli do tego wszystkiego dodamy jeszcze punkowy bunt przeciwko wszystkiemu i wszystkim, wyjdzie nam mieszanka wybuchowa. Wiedzą to doskonale fani Dropkick Murphys i Flogging Molly, nieobce jest to także fanom Thin Lizzy, który nie raz i nie dwa aranżował klasyki irlandzkie na hard rocka i heavy metal. The Pogues w tym krajobrazie mają swoje zasłużone miejsce, którego żadna inna kapela już im nie odbierze, a właśnie postać Shane'a MacGowana otwiera i zamyka tę historię.

Kiedy w 1976 roku w Langton Green, gdzie mieszkał i gdzie wyleciał ze szkoły za posiadanie narkotyków, swój koncert grał The Clash młody Shane oczywiście wbił się pod scenę i szukał guza. Gorąca irlandzka krew oczywiście zagrała na ostro, a potem się ulała, kiedy inny z fanów punkowych legend podczas pogowania dotkliwie uszkodziła mu małżowinę uszną pewna niepokorna dama nazwiskiem Jane Crockford. Warto ją zapamiętać, bo będzie basistką całkowicie kobiecego zespołu The Mo-dettes, o którym zresztą pisaliśmy już.

Shane Clash

i

Autor: Wikimedia Commons

Zdjęcie z tej imprezy trafi do gazet, a dziennikarze z przerażeniem skomentują, że punkowcy są kanibalami i na koncertach się zagryzają. Gdyby tylko wiedzieli, co na scenie i poza nią będzie robić GG Allin albo Mayhem, ale zostawmy to. W ten właśnie sposób Shane MacGowan po raz pierwszy znalazł się w oku mediów. Niedługo potem zacznie grać punka sam. Najpierw był zespół The Nipple Erectors, a później zaczął się nowy, właściwy rozdział – The Pogues. Będzie on trwał przez wiele lat, czasem nazwa się zmieni, czasem Shane wyleci za koszmarne zachowanie podczas tras koncertowych. Rozstania i powroty z The Pogues można porównać do toksycznego związku, gdzie obie strony potrafią się do siebie zachować naprawdę źle, ale na dłuższą metę trudno im bez siebie żyć. To właśnie ich mieszanka punka z muzyką irlandzką przyniesie Shane'owi sławę.

Nie został jednak gwiazdorem, nie korzystał ze znalezienia się w świetle kamer i scen. Najlepiej czuł się u siebie: czyli w irlandzkich pubach.

Ostre i szybkie życie Shane'a zbliży go do innych gwiazd popkultury, które za kołnierz nie wylewały i za lewe ramię nie sypały. Uwadze mediów nie uszła przyjaźń wokalisty z Petem Doherty z The Libertines oraz aktorem Johnny'm Deppem. Oprócz tego MacGowan ponoć przyjaźnił się z Gerrym Adamsem, liderem partii Sinn Féin, oraz nie krył się z sympatiami dla Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA). Przyjaciółką w potrzebie okazała się dla niego Sinead O'Connor, która podejrzewając, że ma w domu heroinę zadzwoniła w tej sprawie na policję. Powiecie, że to okropny donos? Gdzie tam! Artysta później sam jej dziękował mówiąc, że dzięki temu mógł zacząć walkę z uzależnieniem.

Po MacGowanie pozostanie mnóstwo muzyki, pozostaną obrazy, pozostanie film, w którym wraz z żoną promują przydomowe rolnictwo, pozostaną także opowieści tak barwne jak i on sam. Z pewnością w dublińskich pubach jego duch będzie żywy jeszcze przez wiele lat.

Till Lindemann - 6 najlepszych solowych numerów artysty / Eska ROCK