Kosmiczna opera Coheed and Cambria: Gdy muzyka staje się sagą
W rockowym uniwersum, gdzie większość zespołów opowiada historie w ramach trzyminutowych singli, Coheed and Cambria poszli o lata świetlne dalej. Od ponad ćwierćwiecza z żelazną konsekwencją budują jedno, spójne uniwersum science-fiction, w którym każdy album to kolejny rozdział monumentalnej sagi „The Amory Wars”. To misternie utkana opowieść, rozgrywająca się w odległym systemie planetarnym Heaven's Fence, łączącym 78 światów za pomocą potężnej sieci energetycznych powiązań znanych jako Keywork. Narracja nie jest tu jednak tylko dodatkiem do riffów. Została nierozerwalnie spleciona z serią komiksów i powieści, które wspólnie tworzą jedną z najbardziej rozbudowanych i wciągających historii w dziejach muzyki gitarowej.
Pamiętnik Sancheza, literówka i fabuła od tyłu. Jak narodziło się "The Amory Wars"?
Wszystko zaczęło się nie w studiu nagraniowym, a w zaciszu paryskiego mieszkania w 1998 roku, gdzie wokalista Claudio Sanchez spędził miesiąc w twórczej samotności. To właśnie tam zaczął przekuwać swoje osobiste demony i marzenia w fundamenty fantastycznonaukowej fabuły. Pierwotny projekt nosił nazwę „The Bag.On.Line Adventures of Coheed and Cambria”, co było bezpośrednim nawiązaniem do szyldu sklepu znajdującego się tuż za rogiem. Nazwa samego zespołu pochodzi od imion głównych bohaterów, a smaczku całej historii dodaje fakt, że pierwotnie postać miała nazywać się „Cohed”. Szczęśliwy błąd w pisowni został jednak celowo zachowany i stał się unikalnym znakiem rozpoznawczym grupy.
Zapomnijcie o chronologii. Coheed and Cambria od samego początku rzucili fanom wyzwanie, serwując swoją opowieść w nielinearnym porządku. Albumy, które trafiły na sklepowe półki w latach 2002-2007, takie jak „The Second Stage Turbine Blade” czy „Good Apollo, I'm Burning Star IV, Volume One”, w rzeczywistości przedstawiały późniejsze, bardziej dramatyczne rozdziały sagi. Dopiero wydany w 2010 roku album i towarzysząca mu powieść „Year of the Black Rainbow” cofnęły zegar, odsłaniając korzenie całego konfliktu i motywacje postaci. Był to ostateczny dowód, że ta kosmiczna łamigłówka była misternie zaplanowana na lata wprzód.
Bestseller New York Timesa i kod QR do demówek. Gdzie to ukryli?
Jeśli myślicie, że same płyty wystarczą, by pojąć ten świat, jesteście w błędzie. Kluczem do pełnego zrozumienia fabuły „The Amory Wars” są komiksy wydawane przez Evil Ink Comics, autorskie wydawnictwo Sancheza. Serie takie jak 12-tomowa adaptacja „In Keeping Secrets of Silent Earth: 3” wypełniają fabularne luki, dostarczając kontekstu i dialogów, których muzyka celowo nie domyka. Sanchez poszedł nawet o krok dalej, zapraszając do współpracy cenionego pisarza Petera Davida. Efektem była powieść „Year of the Black Rainbow”, która zyskała status bestsellera „New York Times”, cementując pozycję sagi jako pełnoprawnego dzieła literackiego.
Zespół od zawsze wyprzedzał swoją epokę, jeśli chodzi o łączenie mediów. Już w 2006 roku, w czasach gdy smartfony dopiero raczkowały, muzycy zaszyli w papierowym komiksie „The Amory Wars: Good Apollo, I'm Burning Star IV” cyfrową furtkę. Ukryty kod QR prowadził fanów wprost do niepublikowanych wcześniej wersji demo utworów. To był jeden z pierwszych przypadków tak głębokiej integracji technologii z tradycyjnym komiksem w rockowym świecie, który zamienił fanów w detektywów polujących na dźwiękowe skarby.
Usunięty utwór, mainstreamowa afera i hit z gry. Saga Coheed and Cambria żyje
„The Amory Wars” to nie skamielina, a żywy, oddychający organizm, który ewoluuje wraz z zespołem. Najnowsza seria albumów, zapoczątkowana w 2018 roku cyklem „Vaxis”, to dowód na to, że nawet w odległej galaktyce słychać echa naszych ziemskich problemów. W wywiadach Claudio Sanchez bez ogródek przyznawał, że lęki i izolacja ery pandemicznej przesiąkły na wskroś płytę „Vaxis II: A Window of the Waking Mind” z 2022 roku, a potężny utwór „Ladders of Supremacy” uderza w tony związane z rasizmem. Co więcej, podczas nagrań albumu Sanchez podjął decyzję o usunięciu utworu „Hallelujah Quarantine”, który przed pandemią opisywał fikcyjną kwarantannę. Uznał jego wydanie za niewrażliwe, pokazując, że czasem fikcja musi ustąpić przed ciężarem rzeczywistości.
Oczywiście tak ambitny projekt przez lata nie mógł uniknąć gorących debat w fanklubach. Album „No World for Tomorrow” z 2007 roku spotkał się z mieszanymi reakcjami, a część krytyków zarzucała mu zbytnie spolerowanie brzmienia i romans z mainstreamem. Z kolei płyta „The Color Before the Sun” z 2015 roku pozostaje jedyną oficjalnie niepowiązaną z sagą, chociaż sam Sanchez lubił puszczać oko do fanów, sugerując jej metaforyczne połączenia z uniwersum. A kiedy gitarowy riff „Welcome Home” za sprawą gry „Rock Band” wjechał z buta do milionów domów, stało się jasne, że „The Amory Wars” to coś więcej niż muzyka. To fenomen, który zagnieździł się w popkulturze na dobre, a ta kosmiczna podróż jeszcze długo się nie skończy.