Dokładnie 12 stycznia 2024 roku minęło 55 lat od premiery debiutanckiego albumu Led Zeppelin. Wydawnictwo, zatytułowane po prostu eponimem, okazało się być czymś zupełnie przełomowym dla rynku muzycznego, szczególnie pod względem brzmieniowym, w którym po raz pierwszy w taki sposób zaprezentowano fuzję rocka i bluesa, co z czasem zaczęto nazywać hard rockiem. Jeszcze przed trafieniem płyty na rynek grupa wyruszyła na podbój Stanów Zjednoczonych, gdzie miała szansę zagrać serię koncertów klubowych. Cztery z nich postrzega się dziś jako szczególnie istotne dla całej dalszej kariery Roberta Planta, Jimmy'ego Page'a, Johna Bonhama i Johna Paula Jonesa.
Bostońska herbatka w rytmie Led Zeppelin
Mowa o czterech pokazach, które początkująca wtedy grupa dała w dniach 23-26 stycznia 1969 roku w klubie Boston Tea Party, który zakończył swoją działalność już raptem rok później. Czterodniowa rezydencja cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem publiczności, szczególny pod tym względem okazał się być ostatni pokaz. Na ten zebrani na miejscu reagowali tak bardzo entuzjastycznie, że formacja zagrała wszystkie utwory ze swojego debiutu oraz liczne covery, m.in. The Beatles i Chucka Berry'ego.
Teraz pamięcią do tych dni powrócił Jimmy Page. Gitarzysta za pośrednictwem swoich social mediów bardzo dba o upamiętnianie różnych ważnych wydarzeń z historii Led Zeppelin, dzieląc się z fanami wspomnieniami i rzadkimi fotografiami. Teraz muzyk opisał nieco czas zespołu właśnie w Boston Tea Party, pisząc, iż ostatniego dnia ta dała aż trzy i półgodzinny set, a wszystko to dlatego, że publiczność dosłownie nie chciała pozwolić, by grupa zeszła ze sceny. Dziś historycy i znawcy biografii Led Zeppelin zgodnie twierdzą, że ta seria pokazów była bardzo ważna dla dalszej rozpoznawalności Led Zeppelin na terenie USA.
Listen on Spreaker.