Syntezatorowe ryzyko. Oto historia powstania albumu "Somewhere in Time" Iron Maiden | Jak dziś rockuje? Slug

2025-09-24 15:54

"Somewhere in Time" to album, który naprawdę zaskoczył fanów Iron Maiden. Kiedy we wrześniu 1986 roku szósty studyjny krążek grupy ujrzał światło dzienne wiele osób nie mogło uwierzyć, że muzycy Żelaznej Dziewicy nagle sięgnęli po syntezatory.

Iron Maiden. Oto historia powstania albumu Somewhere in Time

Na początku lipca 1985 brytyjska formacja Iron Maiden zakończyła trasę promującą album Powerslave. Wspomniane tournée było iście mordercze. W ramach World Slavery Tour muzycy zagrali prawie 190 koncertów w niecały rok. Wszyscy byli wyczerpani. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Koniecznie potrzebowali odpoczynku. Grupa otrzymała więc kilka miesięcy wolnego na niezbędną regenerację.

Już na początku 1986 członkowie Iron Maiden zebrali się na wyspie Jersey w archipelagu Wysp Normandzkich, podobnie jak to miało miejsce w przypadku prac nad Powerslave, aby zając się komponowaniem premierowego materiału. 

ESKA ROCK_Bruce Dickinson krytykuje ceny biletów: "1200 dolarów za U2? To absurd!"

Zamieszkaliśmy poza sezonem w hotelu La Corbière. Zespół i ekipa techniczna zajęły cały budynek. Sprzęt rozstawiliśmy w sali balowej. Plan był taki, że jeśli tylko najdzie nas ochota, by popracować nad jakimś utworem, wystarczy, że zejdziemy na dół. W rzeczywistości wyglądało to nieco inaczej – wspominał gitarzysta Adrian Smith w swojej książce Giganci wód i rocka. – Wyobraźcie sobie kilkunastu dwudziestokilkulatków, którzy przejmują kontrolę nad hotelem, w tym nad barem, a zrozumiecie, czemu aż do ostatniej chwili się nie przepracowywaliśmy.

Muzycy zdecydowali, że na szóstym studyjnym albumie pojawią się "zakazane", w świecie metalu, syntezatory, dzięki którym odświeżone zostanie brzmienie. Inicjatorem tego pomysłu był Smith. Grupa nie śpieszyła się z nagrywaniem, ponieważ Steve Harris – basista i główny kompozytor w Iron Maiden – chciał, aby była to najbardziej dopracowana płyta w dotychczasowym dorobku zespołu. O kwestie finansowe nikt martwić się nie musiał. Dlatego też partie basu i perkusji zarejestrowano na Bahamach w Compass Point, z kolei gitary oraz wokal w studiu Wisseloord w Holandii. Nad całością czuwał sprawdzony Martin Birch, który z Iron Maiden współpracował już od czasu Killers, drugiego albumu z 1981. – On ma w sobie brzmienie zespołu. Jest fantastyczny. Mało jest takich jak on. Bez niego trudno by nam było sobie poradzić – mówił Harris (cytat za książką Historia Żelaznej Dziewicy Paula Stenninga).

Na albumie Somewhere in Time za utwory odpowiadali głównie Harris i Smith. Swoje “trzy grosze” dorzucił jeszcze gitarzysta Dave Murray (jest podpisany jako współautor Deja-Vu). Tym razem na płycie nie znalazło się nic sygnowane przez wokalistę Bruce’a Dickinsona. – Nie był wtedy sobą. Z początku tego nie zauważyliśmy, ale chyba to tournée wyczerpało go bardziej niż innych. Kiedy zaczęliśmy pracę nad nowym albumem, nie mógł się pozbierać i wymyślić niczego sensownego. Miał kilka pomysłów, które niestety zupełnie nie pasowały – przyznał basista Iron Maiden w książce Run to the Hills autorstwa Micka Walla.

Dickinson chciał, aby część płyty była akustyczna, wzorem trzeciego studyjnego wydawnictwa Led Zeppelin. Radykalna propozycja ze strony frontmana została jednak odrzucona. – Wiedzieliśmy, że go to zabolało, ale zdawał się z tym zgadzać, bo zdał sobie sprawę, że poszedł w zupełnie innym kierunku. Wiedział, że się od nas oddalił, więc pozwolił nam działać po swojemu. Na szczęście, Adrian samodzielnie skomponował kilka mocnych kawałków i to było to – podsumował Steve Harris.

Gitarzysta przyniósł, jak się okazało, dwa singlowe numery z Somewhere in Time, a mianowicie Wasted Years oraz Stranger in a Strange Land. Historia tego pierwszego jest zwłaszcza ciekawa, ponieważ utwór mógł w ogóle nie ujrzeć światła dziennego. Smith bał się go pokazać Harrisowi. – Dostałem syntezator gitarowy Rolanda z Japonii. Kiedy go włączyłem, zaczął wydawać ten szalony dźwięk, a ja po prostu do niego grałem. To było coś rytmicznego. Więc od razu dało mi to utwór – wspominał w rozmowie dla MusicRadar. Nie był do końca pewny, ponieważ kompozycja przypominała mu... U2. – Usłyszał, jak gram to na próbie i powiedział: "To dobre. Powinniśmy to zrobić" – dodał gitarzysta Żelaznej Dziewicy.

Pod koniec wakacji 1986 kompozycja Wasted Years miała swoją premierę. Została ona opatrzona wideoklipem będącym historią Iron Maiden w pigułce (nawiasem mówiąc, nie zabrakło tam także... polskiego akcentu). Numer stał się sporym przebojem (18. miejsce na brytyjskiej liście przebojów) i do dziś jest chętnie grany przez zespół na koncertach.

Somewhere in Time ukazał się 29 września 1986. W ojczyźnie grupy dotarł do trzeciej pozycji, z kolei w USA do jedenastej. Album zbierał w większości pozytywne recenzje, choć nie brakowało rozczarowanych fanów, którzy nie mogli pogodzić się z tym, że Ironi zaczęli korzystać z syntezatorów. Trasa zespołu – pod szyldem Somewhere on Tour – rozpoczęła się 10 września w Belgradzie. Muzycy po raz kolejni odwiedzili także nasz kraj. W 1984 zagrali pięciokrotnie, a dwa lata później... przebili to osiągnięcie. Między 19 a 25 września odbyło się sześć koncertów w sześciu różnych miastach (Zabrze, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Łódź i Warszawa). Światowa trasa, składająca się z ponad 150 występów na przestrzeni dziewięciu miesięcy, imponowała rozmachem. Grupa zadbała mocno o scenografię (wrażenie robiły zwłaszcza ruchome elementy z Eddiem-cyborgiem w roli głównej) ku uciesze licznej publiczności. To nie dziwiło, gdyż zapotrzebowanie na muzykę Iron Maiden było wówczas ogromne...

Jakie ciekawostki skrywa album Somewhere in Time? Tego dowiecie się z galerii umieszczonej na samej górze niniejszego artykułu. 

Poniżej natomiast przypominamy najlepsze utwory Iron Maiden napisane przez Steve'a Harrisa: