Jakiś czas temu na naszych łamach pisaliśmy o nietypowych pogrzebach gwiazd muzyki. To fakt, że ludzie, którzy prowadzą naprawdę nieszablonowe życia (ze wszystkimi tego dobrymi i złymi konsekwencjami) często mają także niecodzienną ostatnią drogę. W przypadku Irlandczyków tradycja żegnania na wesoło jest bardzo mocno zakorzeniona w kulturze, co zresztą pokazali imigranci z Zielonej Wyspy w USA, czyli grupa Dropkick Murphys w genialnym „Going out in style”.
Shane McGowan także trzymał się irlandzkich zwyczajów. Jeśli cokolwiek na jego pogrzebie miałoby się lać to nie łzy ale piwo! Nie mogło być mowy o pożegnaniu bez muzyki. Śpiewała ulica…
… w kościele sam Nick Cave zagrał przejmująco „A Rainy Night in Soho”…
... i nie zabrakło przejmującego wykonania "Fairytale of New York" w wykonaniu przyjaciół i krewnych zmarłego.
To jednak tylko wstęp, bo właściwe pożegnanie miało miejsce w pubie The Thatched Cottage of Nenagh, który na tę okazję specjalnie ugościł żałobników. Jak potwierdzili dziennikarze Independent, których cytuje Loudwire, Shane McGowan zapisał w testamencie osobną sumkę na to, by nie zabrakło im niczego. Nawet po śmierci miał gest i zapłacił za nich rachunek na 10 tysięcy euro. Możemy się tylko domyślać jak piękne i liczne toasty na jego cześć grzmiały tego dnia w pubie.
Shane nie był pierwszym bohaterem muzyki, który w ten sposób ugościł swoich bliskich po własnej śmierci. Kiedy w 1970 roku w wieku zaledwie 27 lat zmarła Janis Joplin. W swoim testamencie podpisanym 3 dni wcześniej widniał punkt o tym, że jako „ostatni gest docenienia i pożegnania” dla bliskich i przyjaciół przeznacza 2500 dolarów na własną stypę.
Jej przyjaciółka i twórczyni scenicznych kostiumów Lyndall Erb miała zająć się rozdzieleniem pozostałych po niej rzeczy między wymienionych w ostatniej woli znajomych jednak pożegnanie przerodziło się w dziką imprezę.
- Byliśmy tam, by świętować – mówiła w rozmowie z Ultimate Classic Rock – To nie była nawet stypa, to była święto radości z życia.
Janis zainspirował do takiego ostatniego życzenia pogrzeb członka Hells Angels, na którym grała z zespołem Big Brother and the Holding Company w 1967 roku. Zagrali tam także The Grateful Dead, a cała impreza była bardziej wesołym festiwalem niż smutną żałobą.