Historia Led Zeppelin nierozerwalnie związana jest z z grupą The Yardbirds. Muzykiem tej formacji przez kilka lat był Jimmy Page, jednak już od 1966 roku jej działalność zmierzała ku końcowi. Gitarzysta, zdając sobie z tego sprawę, postanowił na podwalinach The Yardbirds stworzyć nowy zespół - początkowo myślał o utworzeniu supergrupy, w skład której wchodziliby także Jeff Beck, Keith Moon, John Entwistle, Steve Winwood i Steve Marriott. Ta jednak nigdy nie powstała, a Page zobowiązany był wypełnić ostatnie projekty The Yardbirds. Gdy uzyskał prawa do korzystania z nazwy zespołu, postanowił stworzyć nowy skład. Pierwszym wyborem, jeśli o wokalistę, był Terry Reid, który jednak odrzucił ofertę i polecił na te miejsce Roberta Planta. Ten bardzo szybko przyjął propozycję i polecił swojego przyjaciela z zespołu Band of Joy, Johna Bonhama na miejsce perkusisty. To muzyków szybko dołączył basista John Paul Jones, którego z kolei bardzo dobrze znał Page. Po raz pierwszy Panowie zagrali razem w 1968 roku.
Robert Plant wspomina pierwszą próbę z Led Zeppelin
Teraz do tego momentu postanowił powrócić Robert Plant. Muzyk udzielił jakiś czas temu wywiadu magazynowi "Rolling Stone", w którym opowiedział nieco więcej o swojej karierze po Led Zeppelin i codziennym życiu. Wokalista został zapytany o układ, jaki zawarł ze swoją byłą już żoną. Para miała umowę, zgodnie z którą, jeśli artysta nie osiągnie sukcesu przed ukończeniem 20 roku życia, to całkowicie zrezygnuje z kariery muzycznej. Robert opowiedział, że udał się na spotkanie z przyszłymi muzykami Led Zeppelin na kilka miesięcy przed 20 urodzinami i zabrał ze sobą Johna Bonhama, który zapewnił im także środek transportu w postaci furgonetki swojej mamy. Pierwsza próba, która odbyła się w w sali pod sklepem z płytami na Gerrard Street w Londynie od razu uświadomiła artyście, że właśnie dzieje się coś niesamowitego.
Kiedy oboje pojechaliśmy do Londynu w furgonetce mamy Johna, którą pożyczyliśmy, w tym pokoju tego popołudnia, kiedy zaczęliśmy próbować z mnóstwem piosenek, których nikt tak naprawdę nie znał, na przykład „Train Kept a-Rollin”… od razu wiedziałem, że jestem w pokoju pełnym gigantów, naprawdę, wiedziałem, że to jest to. [...] To było tak, jakbyśmy wszyscy po prostu na siebie czekali, na to, co wydarzyło się później. To było po prostu jak grom z jasnego nieba - powiedział w wywiadzie Plant.