Po śmierci Cliffa mieli się rozpaść. W Katowicach dali koncert, który zmienił wszystko!

2025-10-25 17:20

Istnieją w historii metalu występy, które były czymś znacznie więcej niż tylko muzyką na żywo. Legendarny koncert Metalliki w Katowicach w 1987 roku był właśnie takim wydarzeniem, zorganizowanym w cieniu tragedii, która niemal zniszczyła zespół. Te dwie noce w Spodku stały się jednak iskrą zapalną, która na zawsze odmieniła brzmienie i ambicje całej polskiej sceny metalowej.

Metallica 1280 960

i

Autor: Materiały prasowe/ Materiały prasowe

Zanim Metallica wstrząsnęła Polską, to Iron Maiden zadało pierwszy cios komunie!

Zanim Metallica z hukiem wylądowała w Katowicach, muzyczna scena za Żelazną Kurtyną była polem cichej wojny kulturowej. Dla komunistycznych władz zachodni rock był niczym wirus wolności, groźny symbol indywidualizmu i buntu, który za wszelką cenę starano się izolować. Mimo to, w połowie lat 80. w tym ideologicznym monolicie zaczęły pojawiać się pęknięcia. Historycznego wyłomu dokonała grupa Iron Maiden, która w sierpniu 1984 roku, w ramach trasy „World Slavery Tour”, zagrała serię koncertów w Polsce. To był sejsmiczny wstrząs, który zszokował obserwatorów po obu stronach barykady i dowiódł, że nawet potężna państwowa machina musi w końcu ustąpić pod naporem dźwięków, które w oczach młodego pokolenia odczarowywały Zachód.

Mija 37 lat od pierwszego koncertu Metalliki w Polsce!

Po śmierci Cliffa Burtona mieli się rozpaść. Kim był nowy basista w Katowicach?

Metallica, która dotarła do Polski w lutym 1987 roku, była zespołem paradoksów. Z jednej strony wspięła się na sam szczyt thrashmetalowego Olimpu, promując przełomowy album „Master of Puppets”, który już wtedy zyskiwał status absolutnej klasyki gatunku. Z drugiej strony, grupa była w emocjonalnej ruinie. Trasa „Damage, Inc. Tour” naznaczona została cieniem tragedii. We wrześniu 1986 roku w wypadku autokaru w Szwecji zginął Cliff Burton, genialny basista, którego innowacyjny styl był kręgosłupem brzmienia zespołu. Cios był tak potężny, że muzycy byli o krok od rozpadu, a w ogniu oskarżeń stanął nawet perkusista Lars Ulrich. Ostatecznie jednak Metallica postanowiła grać dalej. Zaledwie miesiąc po tragedii na miejsce Burtona przyjęto Jasona Newsteda. Oznaczało to, że do Katowic przyjechała Metallica zahartowana w ogniu, z nowym basistą, który miał zaledwie dwa miesiące, by opanować skomplikowane partie swojego legendarnego poprzednika. To czyniło ich polskie występy prawdziwą próbą charakteru.

Dwie noce, jedna setlista i totalna furia. Co Metallica zagrała w Spodku?

Koncerty w katowickim Spodku, które odbyły się 10 i 11 lutego 1987 roku, przeszły do legendy. Był to moment, w którym jeden z tytanów „Wielkiej Czwórki Thrashu” jako pierwszy z taką siłą uderzył w Żelazną Kurtynę. Sam Spodek, ze swoją futurystyczną bryłą przypominającą statek kosmiczny, był już wtedy mekką polskiego rocka, ale lądowanie w nim Metalliki przemieniło go w prawdziwą świątynię ciężkich brzmień. Po wybrzmieniu podniosłego „The Ecstasy of Gold” Ennio Morricone, które zadziałało jak cisza przed burzą, zespół rozpętał prawdziwą dźwiękową nawałnicę. Amerykanie zrzucili na publiczność potężny ładunek w postaci kluczowych utworów z „Master of Puppets” oraz klasyków pokroju „For Whom the Bell Tolls” czy „Seek and Destroy”. To była erupcja scenicznej furii i technicznej precyzji, jakiej fani w Polsce nie mieli okazji wcześniej doświadczyć na taką skalę.

Gdyby nie ten koncert, nie byłoby Vadera? Tak Metallica odpaliła polską scenę

Obecność Metalliki w Polsce była jak elektrowstrząs, który na zawsze zmienił krajobraz krajowej sceny. Dla młodych ludzi wychowanych w szarej rzeczywistości PRL-u ten koncert był kulturowym objawieniem, dowodem, że świat, o którym słyszeli w Radiu Wolna Europa, naprawdę istnieje. Jak wspominał Peter Wiwczarek z Vader, wizyty zagranicznych gwiazd stanowiły bezcenną lekcję, która ustawiła poprzeczkę niewyobrażalnie wysoko. Występ Metalliki pokazał polskim muzykom, jaki poziom precyzji i mocy można osiągnąć. Co więcej, ta wizyta symbolicznie wprowadziła polski metal do światowej rodziny. Stojący u boku Amerykanów w roli supportu KAT, legenda naszej sceny, dostąpił swoistego namaszczenia, łącząc rodzimą tradycję z nadchodzącą globalną falą thrashu. Ten koncert stał się paliwem rakietowym dla polskiej sceny, która w latach 90. z niewiarygodną siłą wystrzeliła na światowe orbity.